Jakby coś we mnie wstąpiło... zaczęłam sprzątać! I to jak! Kurze, firanki - wszystko fruwa, bo dostałam przez ten moralny upadek spowodowany skokiem wagi niesamowitej energii. Byłoby wspaniale gdyby tak zostało na stałe :D
Co do dnia wczorajszego w aspekcie "jedzeniowym" to było (jak na mnie) naprawdę nieźle. Ostatni posiłek zjadłam o 18:30. Nie zjadłam NIC słodkiego. Piłam dużo wody i oszczędziłam sobie obcowania z białym pieczywem. Jest nieźle. Do tego trening z Chodakowską - co prawda przerwany po 30 minutach z powodów technicznych (tj. wchodzenia małego R. mi na plecy, nogi i co się da), ale jednak pot się polał. W piątek ważenie, chociaż "Ewka" mówi żeby się mierzyć... to ja jednak wiem, że z ważenia nie zrezygnuje bo to mocno motywuje - prawie tak samo jak jej mowy motywacyjne :P
A teraz wracam do sprzątania!
I choć teraz jest raczej tak:
To liczę, że niebawem będzie tak: