...jeszcze przed środą popielcową, ale właśnie tylko to mi pozostaje, bo powiedzmy sobie szczerze odchudzanie się - NIE IDZIE MI - i to mówiąc oględnie. Mówiąc zaś dosadniej i więcej: poległam na całej linii z papierkiem po tabliczce czekolady w ręku i bladym wspomnieniu po 3 paczkach ciasteczek...
Dla osobistego ratunku sięgam po klasykę dość pompatyczną w słowach (jest mi to jednak potrzebne, by wyjść z twarzą z całej sytuacji): Tak więc... błądzić jest rzeczą ludzką... Nie ważne, że upadasz - ważne że się podnosisz (gorzej, że coraz ciężej jest się podnosić przez zupełnie niemetaforyczne sprawy)... Może i przegrałam bitwę, ale nie wojnę! Jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa... z kolan powstanę... jak feniks z popiołu (tego z głowy?)...noo i takie tam...
Cholerka. Nowy poniedziałek i po fatalnym tygodniu robię wielkie DELETE i jeszcze raz...
Na swoje usprawiedliwienie dodam, że sięgałam po te niecne słodycze, bo jako początkująca Mama chodzę wiecznie czymś obsrana (nawet się rymuje). Najpierw USG przezciemiączkowe w celu sprawdzenia co się stało z małą torbielką wykrytą po narodzinach. Wchłonęła się. Super. Następnego dnia jednak na wizycie lekarskiej dowiaduje się, że Roch ma za dużą głowę w stosunku do klatki piersiowej. I pozostawiona z tą fatalną informacją i skierowaniem do neurologa moje myśli biegną ku wodogłowiu, operacji wstawiania zastawki itd... Tymczasem rozum krzyczy stój. USG jest dobre, hamuj kobieto - mleko i miłość i będzie dobrze. Mimo to patrzę na to moje dziecko i się sama siebie pytam "Naprawdę masz taki duży ten baniak??". Z racji wykonywanej pracy jak teraz tak i wcześniej jako opiekunka dziecięca w domu małęgo dziecka - naoglądałam się rówieśników synka i myślę sobie - no cholera gdyby nie pomiary tej lekarki to w ogóle bym o tym nie pomyślała!
Rezolutnie odkopuję swoją książeczkę zdrowia i co? I w wieku Rosia miałam baniak jeszcze o centymetr większy i klatę równie małą. Patrzę w siatkę centylową - byłąm poza normą, już za 97centylem!! A jednak obecnie czapki kupuję w sklepie, a nie na zamówienie i ogólnie jest ok. Nie licząc faktu, że jestem psychofizycznie niezdolna do jazdy na rowerze :F
Czyli myślę sobie - taka nasza uroda. Baniak po mamusi. Do naurologa pójdę ze swoją książeczką. Trudno. Matka-Wariatka :/
Nie wspomnę już o piątkowym szczepieniu... i strachu przy stanie podgorączkowym wieczorem. Wtedy dotarło do mnie - kuźwa, tak już będzie zawsze. Zawsze będziesz czymś się martwić. To będzie norma, więc nie zajadaj tego cukrem, bo w końcu normą też będzie pochłanianie pudełka ptasiego mleczka na śniadanie i waga 100kg.
Zaczynam ogarniać. Znowu od nowa! Trzymajcie kciuki! Ponowanie do tego wpisu pasuje mi jak ulał "Krzyk" Muncha. Na przekór temu jednak:
Lachesis
1 lutego 2016, 23:23Hahaha. Wiecznie obsrana matka wariatka. Skąd ja to znam :-) Nie pocieszę cię, z wiekiem będzie coraz gorzej. Przy następnych potomakach będzie już łatwiej. Po prostu jesteś podwójnie, potrójnie, czy poczwórnie obsraną matką wariatką :-)))))
Rochitka87
2 lutego 2016, 11:26Cholerka, czyli pozostaje mi iść i poczuć "smuteczek", a potem po prostu się przyzwyczaić ;)
Lachesis
2 lutego 2016, 17:41No po prostu przyzwyczajaj się. Ja ma nadzieję, że jak powydaje to moje tałatajstwo w ręce ich drugich połówek (o ile takie znajdą) to siądę na fotelu i przez tydzień nie wstanę :-))
garfildus
1 lutego 2016, 22:05Tak to już jest z tymi naszymi pociechami. Ja też z córą do neurologa idę. Trzymam kciuki!
Rochitka87
2 lutego 2016, 11:19Mogę odwdzięczyć się tym samym :) Identyfikuje się obecnie z każdym denerwującym się i martwiącym o coś rodzicem :P Eh... Musi być dobrze! Trzymajcie się dzielnie :)