Jak w tytule - ślimaczek na moim pasku wystartował. Niepostrzeżenie spadło mi 0,5 kg z czego ogrooomnie się cieszę, bo mija właśnie 2 tydzień moich zmagań z odchudzaniem. Jako Indianka nazwałabym się "Walcząca z Wagą". No i jakiś efekt jest. Nie ma fajerwerków, no ale w końcu muszę być ostrożna przy karmieniu, więc można uznać, że jestem zadowolona. POza tym jak już pisałam zbyt wielu wyrzeczeń w jedzeniu sobie nie zafundowałam.
Wystartowałam z tą Mel B. Jednak przyznam się, że nie robię wszystkich treningów, poprzestaję raczej na rozgrzewce, programu ćwiczeń z określonej partii ciała i treningu cardio. Mimo to uważam, że skoro udaje mi się to zrobić codziennie - w jakimś tam sposób udaje mi się realizować "wyzwanie".
Czasami ćwiczyć nie daje mi Rosiu, więc wczoraj np. został usadzony w bujaczku i zmuszony do oglądania moich wyczynów ćwiczebnych. Wierzcie lub nie, ale moje 2miesięczne dziecię ściskało kocyk z niepokojem wypisanym na twarzy... Wyglądał jakby jakiś horror oglądał :/ Prawdopodobnie obawiał się, że cycki mi się urwą od tych podskoków i nie będzie miał co jeść... Falujący cellulit też może budzić grozę... Szlag... mam nadzieję, że nie zdążyłam zniszczyć jego dziecięcej psychiki, która jeszcze dobrze nie zdążyła wystartować z kształtowaniem się :O
Na pocieszenie dodam, że mój małżonek potrafi robić wciąż dobrą minę do złej gry widząc mnie nago ;) A wczoraj z okazji imienin otrzymałam od niego taki oto bukiet (swoją drogą przewalone, jak będę babcią to mam 2 święta w jednym dniu :/):