Waga raczej spada. Powoli, ospale, jak żółw, ale spada. Muszę ogarnąć jedzenie w pracy, bo zjadam np bułkę z jogurtem i grześka, albo mam obiad z domu i grześka. Albo 3bita, w każdym bądź razie muszę mieć coś słodkiego, bo nie wytrzymam.
A teraz wróciłam do domu, później niż powinnam, bo w wyniku spóźnienia autobusu (15minut) spóźniłam się na pociąg i godzinę kwitłam na stacji bez poczekalni i było zimno. Jak było zimno. A jak wróciłam to zjadłam makaron z sosem, ryż z sosem a resztę zapakowałam na jutro na obiad.
Grunt, że waga spada. Ruch mam, jedzenie jako takie jest. Teraz maraton, bo praca, w weekend szkoła, w poniedziałek do pracy. Dobrze, ze chociaż wtorek wolny a później tylko 3 dni i znów weekend. :)
KmwTw
28 października 2016, 20:26Rób sobie dietetyczne deserki, albo śniadania na słodko.
Magga74
28 października 2016, 09:55A niech spada powoli, będzie trwała przynajmniej, mniejsze ryzyko jojo :)