Minął ten głupi drugi dzień i właśnie zaczynam trzeci...
Byłam na tych zakupach rano i zakupiłam nad to co planowałam kilogram marchewki i 6 mandarynek, by w chwili słabości jednak nie jeść czegoś większego albo (co gorsza) nie zdrowego.
Mój wczorajszy jadłospis:
Śniadanie (ok. 10:30, bo tak wywlokłam się z łóżka) : 2 x kromka chleba razowego z szynką + herbata zielona z maliną i żurawiną.
II Śniadanie (13:50 - w przerwie między zajęciami) : 7days + tymbark jabłko-mięta. (o czym napisze niżej)
Obiad (ok. 17:00) : błonnik (dwie garście) zalany jogurtem naturalnym Activia + herbatka zielona z ananasem.
Przekąska (ok. 18:00) : Marchewka
Kolacja ( ok. 20:30) : kromka chleba razowego z szynką z piersi kurczaka + 2 łyżki grzybków marynowanych + herbata zielona z ananasem.
Po kolacji : kieliszek likieru czekoladowego (przyjaciółka z którą mieszkam zdała prawko), herbata czerwona.
Wiem, jestem zła z tym dojadaniem, ale ... no nie ważne. Jestem zła :(
W każdym bądź razie, teraz wytłumaczę się z tego 7days'a i tymbarka, które brzydko zniszczyły cały piękny grafik...
Pod koniec zajęć pierwszych (mniej więcej ok. 13:15), zaczęło mi strasznie jeździć w brzuchu. Normalnie, aż wstyd! Musiałam coś zjeść... (poza tym miałam do połknięcia tabletkę, więc potrzebowałam wody). Skoczyłam więc w przerwie do wydziałowego bufetu, a tam... NIE MA WODY! Byłam w ciężkim szoku, że nie można dostać butelki czystej, niegazowanej wody, że o gazowanej nie wspomnę. No a popić czymś trzeba, więc.. wybrałam (jak mi się zdaje) najmniejsze zło, którym był tymbark jabłko-mięta. Gdy Pani z bufetu szła po tą mała buteleczkę minęła półkę z rogalikami i... ajj.. jak mi w brzuchu znów zaburczało .. no i jak wróciła to aż nie dałam rady ugryźć się w język, by nie wziąć jeszcze tego głupiego 7days'a, zwłaszcza że już ten brak wody dziwnie mnie zdemotywował. No bo jak, powiedzcie JAK może nie być wody? ;/
Wieczorne podjadanie też dziś nie było zbyt mądre... ale chociaż powiedziałam sobie "Nie kobieto! Nie kanapeczka! Nie jogurcik! Zjedz marchewkę!" . To już jakiś postęp, prawda?
No i dziś po kolacji i po męczącym dniu na uczelni, kiedy to okazało się, że program nie działał mi tylko dlatego, że nie postawiłam jednej spacji w kodzie (masakra ), postanowiłam poćwiczyć troszkę. :) Odpaliłam sobie filmik na YouTube z kanału "BeFit" i pół godzinki poskakałam, powyginałam się i pokulałam po podłodze z trenerką i dwoma laseczkami, hehe.
Po prysznicu powiedziałam sobie, "a co tam! Wejdę na tą głupią wagę.." i... ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu 86,9 kg !
Jak? Ja się pytam, jak to możliwe? Już? Efekt? Ta Waga mnie chyba okłamuje...
No ale w sumie to powinnam się chyba cieszyć... i nie spocząć na laurach, o nie! Jutro idę szybszym krokiem na wydział, chociaż zwykle w czwartki mam wolne, bo olewam wykład z Analizy Matematycznej... warto zrobić wyjątek i zażyć trochę ruchu przy okazji :) 20 minut w jedną stronę czyli.. szybkim krokiem będzie 15 (bez oglądania przy okazji wystaw sklepowych).
Mam nadzieję, że uda mi się utrzymać tendencję spadkową moich kilogramów :)
ddaaiissyy
6 grudnia 2012, 00:54Szybko zlatuje, gratulacje!!! :D
orchidea223
6 grudnia 2012, 00:49Analiza matematyczna - fuj :) Jak dobrze mieć to z sobą :) U nas na uczelni bufet też ma sałbe wyposażenie, ale są jeszcze automaty, a tam wode bez problemu można kupic :)
therock
6 grudnia 2012, 00:24Następnym razem proponuję wziąć z domu jabłko:) Jest lepsze niż 7days;)
justa181988
6 grudnia 2012, 00:23na pewno uda Ci się:) trzymam kciuki:) p.s możesz podesłać linka do tych ćwiczeń będę bardzo wdzięczna:) szukam czegoś nowego:) pozdrawiam:)