Wczoraj było to samo. To samo co zawsze. Dzień idealny. Pod względem ruchu i jedzenia. Zadowolona wieczorem usiadłam to komputera i chciałam coś napisać, ale myślę sobie, po co? Wszystko poszło gładko.
A potem o 22 zaczęło się... od czego? Sama nie wiem, od orzeszków? Chyba tak, a potem koło północy ledwo wciskałam w siebie ostatniego krakersa z paczki. Standardowo cała ja.
Dzisiaj wyjątkowo mam odpoczynek od sportu. I o dziwo jestem już po kolacji i daję sobie rękę uciąć że nie rzucę się w nocy na jedzenie. Już to wiem, bo nic za mną "nie chodzi".
Skąd te zachcianki? I napady? Ja wczoraj jadłam budyń! Ja nawet nie lubię budyniu. Mam jakieś takie dosłownie zachcianki. Ja bym się dała wczoraj pokroić za szprotki! Nie miałam ich a było już po 22 więc odpuściłam.
Brr...
raisa1989
30 marca 2015, 21:39Ja do godziny 20 to żyję w strasznym biegu... nawet nie mam czasu żeby zjeść normalnie. Jem, bo jem, ale bez wymysłów. Rano na śniadanie nie mam czasu usmażyć sobie naleśników i spokojnie zjeść. Jem mechanicznie co 3-4 godziny, szczerze nie zastanawiając się czy mi smakuje czy nie. Po 20 dopiero jak wracam do domu to mam chwilę czasu dla siebie. I zaczynam wieczorne dogadzanie sobie.
raisa1989
30 marca 2015, 20:03Ostatnio mam tak praktycznie codziennie. Jak tylko idę wieczorem pobiegać to wracam i na noc mogłabym zjeść tonę jedzenia!!!
aaaaaaa2014
30 marca 2015, 19:59Tez tak czasem mam ale bez zachcianek. Musisz być silna