Chciałam zrobić taki rachunek siebie.
Nie pamiętam za dobrze czasów, gdy byłam szczupła, zawsze byłam jedną z tych grubszych, najgrubszych, największych w towarzystwie, czy w klasie, czy gdziekolwiek. Po prostu zawsze byłam "większa", jakkolwiek ładnie to nazwać. W mojej grupie znajomych, z którymi regularnie się spotykam i utrzymuję kontakt od czasów gimnazjum, jestem ewidentnie "większa". Moje dziewczyny - cztery sztuki -wagowo łapią się w przedziale 45-65kg, a jeszcze jedna ma podobną figurę do mnie. Czyli na szóstkę całe dwie są grube, a cztery mają rewelacyjne figury - jedna jest niziutka i szczuplutka (45kg/158cm), dwie są wysokie i szczupłe (+-55kg/173cm), jedna ma normalną figurę (+-60kg/168cm). No i jestem wśród nich ja z wieczną, do tej pory, wagą 92kg/169cm. I wychodzę blado w bilansie, bo ja to ni w tyłek, ni w oko, ani faceta, ani figury, ani mózgu ostatnio. Chyba dałabym się pokroić za ich wygląd. Dlatego też potrzebuję tej silnej woli, teraz, już, na zawsze. Potrzebuję tego spadku wagi, żeby czuć się dobrze sama ze sobą, bo tu nie chodzi o bycie w związku czy zasadę "ładnym ludziom jest w życiu łatwiej". Chodzi o moje samopoczucie. Wiem, że nigdy nikomu nie dogodzisz, bo ja dałabym się pokroić za figury moich dziewczyn, a każdej z nich coś się nie podoba we własnym wyglądzie - a to nogi za chude, a to za grube, a to odstają mi kości miednicy, a to widać mi żebra, a to za mały biust, a to za duży biust, a to nie mam talii, a to wymieniłabym twarz. I chociaż osobiście uważam, że każda jest śliczna, żadna nie przyjmie tego do wiadomości, no bo przecież. Więc zdaję sobie sprawę z tego, że nigdy nie będę perfekcyjnie zadowolona ze swojego ciała, ale chciałabym we własnej skali wskoczyć z 3 na 8, albo 7, jakoś lepiej czuć się ze sobą.
Ostatnio +-78kg ważyłam przed studniówką i przez chwilę na I roku studiów, a te 60kg, do których dążę, to chyba w gimnazjum. Nienawidzę, gdy mnie ktoś podnosi, cierpię, gdy moi panowie podrzucają mnie na urodziny. Serio, 22 razy to chyba można przepukliny dostać.. Od zawsze nienawidzę, nawet jak byłam dzieckiem wolałam stać niż żeby ktoś mnie trzymał na rękach (a to wtedy byłam szczupłym dzieckiem, jakoś do 1-2kl podstawówki). Później dzieci się śmiały ze mnie na podwórku, że mój kot siedzi na parapecie, bo się nie mieści w mieszkaniu, gdy do niego wchodzę, albo nazywały mnie pasibrzuchem, albo raz ktoś mnie zapytał czy jestem w ciąży. W ciąży. W 4klasie podstawówki. Tego chłopaka, co mnie nazwał pasibrzuchem mój tato przekopał. Delikatnie, ale wciąż przekopał. Dzieci są okrutne. No, ale właśnie, moi rodzice zawsze chcieli bym dobrze się czuła ze swoim wyglądem, ale chyba nigdy im nie wyszła pomoc w tym. A wszystko się rozchodzi o to, że mieliśmy zawsze w domu nieregularne posiłki w związku z tym, że rodzice mieli zróżnicowane godziny pracy. Dwudaniowe obiady o 17-18 były normalne, wcześniej przed 12 obiad w szkole, a kolacja o 20-21, normalne. A w łikend wpieprzaliśmy jakieś ciasto, które mama upiekła, albo gofry, które upiekł tato. Jedzenie zbliża ludzi, szczególnie w niedzielę przed telewizorem. A ja tyłam i tyłam, i tyłam.. Do tego zasadniczo zajadam stres, tonami słodyczy chyba, i ukradkiem, bo mama krzyczała, gdy żarliśmy z młodszym bratem czipsy, ale jak jedliśmy przysmak świętokrzyski smażony w hektolitrach oleju to nie krzyczała. Żelazna logika. No i ten średnio zdrowy tryb jedzenia średnio pomagał mi w zrzucaniu wagi (średnio zdrowy, bo te obiady o 17-18 to warzywa na parze, cud jedzenie bez oleju, bez soli itp., mamy zeptera i go kochamy, ja nawet teraz na diecie nie gotuję warzyw w wodzie, a na parze, nie używam oleju, masła, nawet patelni). Czasem spadało jakieś 5-10kg, później tyle samo przybywało. Tata kupował mi te cud-tabletki, które w sumie pomogły, ale krótkotrwale. Po studniówce zajadałam przedmaturalny stres, siedziałam nad książkami i zjadałam wszystko, no i w związku z tym przytyłam bardzo. Tak bardzo, że nie mieściłam się w studniówkową sukienkę po 5msc. i nie miałam już twarzy tylko "gębę", wyglądałam jak mała orka. Nie przytyłam wagowo miliarda kilogramów, może z 5kg, ale wizualnie to przytyłam tonę. Jak patrzę na zdjęcia z wakacji '09 to czuję, że kaleczę moje oczy. A jedyne, co lubię w swoim wyglądzie to twarz i włosy, wtedy skaleczyłam też twarz, bo przestała być twarzą, a zaczęła być "gębą".. Mam ładne rysy po rodzicach, brązowe oczy, ciemną aparycję, naturalnie kręcone włosy, jakieś tam kości policzkowe. A wtedy miałam księżyc w pełni ubrany w perukę. Więc później, wraz z rozpoczęciem pierwszego roku studiów tato kupił mi meridię, z którą schudłam 15kg w 2,5msc. Ja oczywiście nie zauważyłam zmiany, ale wszyscy dookoła tak. Z tym, że po 4msc przynajmniej 10kg mi wróciło. A wszystko dlatego, że w trakcie kuracji meridią nie jadłam racjonalnie, tylko po prostu nie jadłam. W przeciągu dnia wchłaniałam wtedy np. dwie parówki, kubek kawy z mlekiem i sporo fajek. Czasem jadłam obiady, bo mi współlokatorzy kazali. No, a później wrócił apetyt, bo meridia przestała hamować łaknienie, wróciły słodycze i wróciły kilogramy. I tak ta waga się utrzymuje w sumie do tej pory. Brałam też adipex, co to trzeba było go sprowadzać z Czech, oszukiwać lekarza itp., a moja waga nie ruszyła.
Ta zabawa z odchudzaniem to jakaś straszna rzecz tak zasadniczo!
***
Najlepszą motywacją do dalszego odchudzania są dotychczasowe efekty pracy nad sobą. Efekty zauważa się na różnych płaszczyznach, ale chyba najważniejsze jest to, co mamy w głowie i czy przyjmiemy do wiadomości, że małymi krokami do celu to najlepszy z możliwych sposobów. I tak na przykład ja bym chciała już, teraz, zaraz, widzieć spektakularne efekty wchodząc na wagę. Tę całą różnicę widzę tylko w centymetrach (-17cm) i ubraniach, ale nie w lustrze. Żadnej różnicy nie widzę w swoim odbiciu, chociaż moje spodnie jakby się rozciągnęły, kozaki też, bo odstają w łydkach, ulubiony tiszert jest luźniejszy, a w paskach - od zegarka i spodni - dorobiłam nowe dziurki. Małe rzeczy, a jednak. Małe rzeczy, a jednak ja wciąż nie widzę tej różnicy w lustrze. Nawet kiedy Przyjaciółka mówi mi, że schudłam, że najpierw widzi moje cycki, a dopiero później brzuch, uśmiecham się głupio i kręcę głową. E tam, jest miła, w końcu wie, że próbuję coś ze sobą zrobić. I kurde, wszystko tak naprawdę siedzi w głowie. A najgorsze myślenie to ta opcja, którą pewnie część z Was zna:
-Jest mi smutno, bo jestem gruba, to żeby było mi mniej smutno wpieprzę czekoladę, ale jestem gruba właśnie od czekolady, no nic, skoro jestem gruba to opierdolę tę czekoladę, i tak jestem gruba../ Chciałabym mieć takie chude nogi jak ona, jaka szczupła i ładna, ja taka nie jestem, dlaczego taka nie jestem, no dlaczego, o, lody!.'
Chciałabym po prostu siebie w końcu polubić.
ZonaBatmana
19 kwietnia 2013, 22:16Ta? Widzisz jaki ten świat mały?:P No ja się nie dziwię, przecież to bardzo ciężka praca, a jeszcze jak 20 lat...teraz mam szanse się przekonać, że żadne hop siup po kanapie ;/ Na prawdę się nie dziwie, że jest zmęczona...i współczuje jej z tym kręgosłupem. A nie ma sprawy, jasne, tylko że mam czas smarować się nim tylko raz dziennie, więc bd trzeba dłużej na efekty czekać ;/
ZonaBatmana
18 kwietnia 2013, 21:35No pewnie tak, masz zupełną racje, chociaż z 2 str. tak samej skóry i kości też nie chciałabym mieć...może gdzieniegdzie, ale bez przesady ;p A chodzę do szkoły policealnej, a na 1-ym z kierunków ( opiekun w domu opieki społecznej ) to teraz chodzę na praktyki do DPS dla niepełnosprawnych umysłowo :P No buziaki buziaki ;*
ZonaBatmana
18 kwietnia 2013, 21:35No pewnie tak, masz zupełną racje, chociaż z 2 str. tak samej skóry i kości też nie chciałabym mieć...może gdzieniegdzie, ale bez przesady ;p A chodzę do szkoły policealnej, a na 1-ym z kierunków ( opiekun w domu opieki społecznej ) to teraz chodzę na praktyki do DPS dla niepełnosprawnych umysłowo :P No buziaki buziaki ;*
Tazik
17 kwietnia 2013, 16:08Dziękuję Ci za miłe słowa! :) Przeczytałam Twój wpis i słowa "ani faceta, ani figury, ani mózgu ostatnio" jakoś są mi szczególnie bliskie...Zajadałam wszystkie problemy i od jakiegoś czasu powiedziałam sobie: dość! Trzeba zacząć od analizy tego, co się robi źle i dlaczego... Przyznałam się sama przed sobą, że uzależniłam się od jedzenia, że widziałam w tym "lekarstwo" na wszystko. Miliony diet, jojo co chwilę, a waga tylko rosła i rosła... No i doskonale rozumiem towarzystwo szczupłych koleżanek ;) Długo mi zajęło pojęcie, że zdrowa dieta, racjonalna + ćwiczenia- to najprostszy, najskuteczniejszy i najlepszy sposób na schudnięcie... Niby się to wszystko wie- że trzeba pić wodę, jeść warzywa, owoce, jeść wszystko- ale w małych ilościach, ruszać się- wszyscy to wiemy a szukamy cudów :) Dlatego z całego serca życze Ci powodzenia i wytrwałości- wiem, że dasz radę, jeśli tylko zechcesz :))
aisha2013
16 kwietnia 2013, 22:45masz racje analiza wlasnej głowy i przeszlosci jest najtrudniejsza i chyba najwazniejsza... ale z drugiej strony kiedys slyszalam ze ludzie otyli sa jak alkoholicy , zawsze beda uzaleznieni od jedzenia , nawet jak beda szczupli. Coz trezba z tym zyc ;) pozdrowionka w ten cieplutki dzien :D
ZonaBatmana
16 kwietnia 2013, 20:43Mnie też przyprawił o banana na mordce ;p Taa brzmi fajnie, ale...osobiście nie polecam, zupełnie mi nie smakowało...ale np rodzicom bardzo więc nie zniechęcam, każdy ma swój gust nie?:P // znam ten ból ja też od zawsze byłam '' ta najgrubsza '' i też od zawsze się ze mnie śmiali ;/ Chociaż za mną nikt się nie wstawiał, fajnego masz tatę ;p... toteż rozumiem doskonale co czujesz...i też miałam różne peryferie dietowe. Ale masz racje, najważniejsze jest to co siedzi nam w głowie i niestety to co przyszło tak łatwo tak łatwo nie odejdzie, trzeba uzbroić się w cierpliwość, zacisnąć zęby i pomału gubić to zbędne... I też tak mam, że jak ktoś mówi mi : o schudłaś, to se myślę, a pierdoły gada, przecież ja tam nic nie widzę;d ... ciągnie swój do swego ;p
ZonaBatmana
16 kwietnia 2013, 20:43Mnie też przyprawił o banana na mordce ;p Taa brzmi fajnie, ale...osobiście nie polecam, zupełnie mi nie smakowało...ale np rodzicom bardzo więc nie zniechęcam, każdy ma swój gust nie?:P // znam ten ból ja też od zawsze byłam '' ta najgrubsza '' i też od zawsze się ze mnie śmiali ;/ Chociaż za mną nikt się nie wstawiał, fajnego masz tatę ;p... toteż rozumiem doskonale co czujesz...i też miałam różne peryferie dietowe. Ale masz racje, najważniejsze jest to co siedzi nam w głowie i niestety to co przyszło tak łatwo tak łatwo nie odejdzie, trzeba uzbroić się w cierpliwość, zacisnąć zęby i pomału gubić to zbędne... I też tak mam, że jak ktoś mówi mi : o schudłaś, to se myślę, a pierdoły gada, przecież ja tam nic nie widzę;d ... ciągnie swój do swego ;p
Selhoovu
16 kwietnia 2013, 15:47Odpowiadając na pytanie odnośnie przysiadów, jak na razie ani kolana, ani plecy się nie buntują. Ale żadnych efektów na pośladkach nie widzę. Ogólnie to raczej uda dostają popalić. Ale może coś robię źle. Choć mym udom to nie zaszkodzi;)
ZizuZuuuax3
16 kwietnia 2013, 11:53Nie ma nic lepszego od dawania radości innym, cieszę się że mogę stać się dla kogoś małą inspiracją :)
will.be.perfect
16 kwietnia 2013, 11:43Ja też jak patrze po swoich koleżankach to jednak jestem jedną z tych grubszych, no jedna dziewczyna jest grubsza ode mnie, ale nie narzekam. Nie oglądaj się na koleżanki, rób to dla siebie. Efekty niedługo zauważysz, może po prostu zrób sobie zdjęcia a później porównaj tak chyba lepiej złapać efekt. A co do odchdzania to jednak trzeba czasu i cierpliwości. "Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie"
Tallulah.Bell
16 kwietnia 2013, 11:12Współczuję ci tego bycia najgrubsza w towarzystwie, musi ci być ciężko. A twoje koleżanki narzekając na swój wygląd opowiadają bzdury, nie doceniają tego co mają. Jak byłam szczupła też nie doceniałam.
aisha2013
15 kwietnia 2013, 13:04tez duzo schudlam na meridii jakies 10 kg w 2 ms apotem przytylam z 15 jak odstwilam bo sie rzucilam na jedzenie a wtedy prawie nic nie jadlam.., czyli jak TY ;P a teraz jak juz wiem jak uzywac meridii i wiem jak to powinno wygladac to ja wycofali ;/ :(
kurdefelka
15 kwietnia 2013, 11:28Wpis dający do myślenia. Jedno co mnie zasmuciło najbardziej - Twoje porównywanie się do koleżanek. Może to one sprawiają, że czujesz się źle. Powinnaś wszystko robić dla siebie- tylko wtedy to ma sens. Dla WŁASNEJ satysfakcji i żeby podobać się sobie, nie żeby wyglądać dobrze w towarzystwie koleżanek.
sigur1
15 kwietnia 2013, 11:14Bardzo, bardzo mądry i dojrzały wpis. Pod wieloma rzeczami mogłabym się podpisać, jakby były moimi własnymi spostrzeżeniami. Kilka wersów wymalowało mi gorzki uśmiech na twarzy. Na przykład ten o domowym jedzeniu, noszeniu na rękach, bezwzględności małych dzieci czy postrzeganiu siebie. Z tym ostatnim do dziś mam problem...Pozdrawiam.
aisha2013
15 kwietnia 2013, 10:50jakbym czytała o sobie... a meridia już wtedy nie była wycofana ? ;> Pozdrawiam ! i jak nie widzisz zmian to rob sobie zdjecia w tym samym miejscu, w tych samych ciuchach co 10 dni :) pomaga :)