Bo wszyscy piszą, minimum 0,5 kg dziennie, a najlepiej jeszcze więcej. Zgadzam się z tym, jak najbardziej. Przecież są zdrowe, smaczne pełne witamin... wszystko super. Ale nie tak dawno pisałam o problemach z trawieniem i wręcz nie dających spać wzdęciach, które nie wiadomo skąd się wzięły. Teraz juz wiem, a doszłam do tego całkowicie przypadkiem. Pomogły mi w tym problemy finansowe. Serio. Jak? Otórz, kiedy zaczęłam dietę, od razu starałam się jeść dużo warzyw. I zaczęły się problemy. Zastanawiałam się nawet, czy to nie jakaś nietolerancja, tyle się teraz o tym słyszy... i pełnoziarniste pieczywo, przecież ciężkostrawne. No tak, tylko że takie pieczywo jem od pół roku, nabiał też codziennie i nic mi nie było. A przez ten tydzień, kiedy nie miałam pieniędzy, wyjadaliśmy zapasy z szafek i lodówki, ale warzyw nie kupowałam, bo niby za co? I wszystko wróciło do normy. Czułam się dobrze. Potem, wracając do diety, znowu dowaliłam 0,5 kg warzyw dziennie i znów mam te same problemy... no bo jakim cudem organizm przyzwyczajony do tego, że przez kilka ładnych lat te 0,5 kg jadł bodajże w roku, albo i to nie, ma się natychmiast przestawić na taką ilość każdego dnia? No chyba nijak. Dlatego nowy plan jest taki: jutro wolne, czyli cheat day z rodziną, a pojutrze zaczynam wprowadzać warzywa STOPNIOWO. I zobaczymy, co będzie. Aha, jeszcze ostatnie menu:
06.01.
- owsianka z łyżką masła orzechowego (657 kcal)
- banan, podwójne espresso w puszce (kurde, szef mnie namowił na to espresso- 306 kcal)
- grillowane wędzone tofu, sałatka : kapusta pekińska, oliwki, oliwa z oliwek, papryka, przyprawy (514 kcal)
- grzanki pełnoziarniste z bryndzą, ogórek (380 kcal)
1857 kcal B: 81g T: 98g W: 156g
07.01
- jajecznica z 4 jaj na maśle, 2 kromki chleba żytniego (731 kcal)
- serek wiejski wysokobiałkowy (186 kcal)
- mix sałat, ser lazur błękitny, oliwki, ogórek, oliwa z oliwek, przyprawy (487 kcal)
- śledź po żydowsku (385 kcal)
1789 kcal B: 86g T: 140g W: 43g Wow, po raz pierwszy mniej, niż 50 g!