Tytuł adekwatny do sytuacji - we wtorek powrót z gór, dzisiaj powrót do pracy no i jeszcze ten nieszczęsny powrót do codzienności... Ale akumulatorki podładowane bo było jak zwykle cudownie, to są magiczne dla nas miejsca, okoliczności i przeżycia .
Zaliczyliśmy przez dwa tygodnie cztery pory roku - od deszczu ze śniegiem, temperatur w okolicach zera i gradu po upalne wręcz dni z pięknym słońcem. Wysiłek bardzo duży - dziennie pokonywaliśmy średnio prawie 20 km. Jeżeli górska trasa ze względu na pogodę była "krótka" to wieczorem był wymarsz na Krupówki, bardziej z potrzeby ruchu niż zamiłowania do tłumów .
Najbardziej liczy się chyba to pokonywanie siebie i swojej słabości i ten moment, kiedy serce wali a nogi stanowczo odmawiają współpracy a po chwili odpoczynku mimo wszystko idzie się dalej i wyżej. Ktoś, kto nie był, nie widział, nie przeżył nie zrozumie...
Trochę brakowało mi siły. Ze względu na okoliczności nie mogłam odpuścić sobie diety, żebym później nie miała problemów na szlaku . Żywiłam się głównie ryżem, makaronem kukurydzianym i kanapkami z chleba gryczanego. Mój mąż miał okazję poznać moją dietę "od kuchni" i był wyraźnie przerażony. W restauracji on zamawiał sobie pełny obiad a ja ziemniaki z wody i jak była taka możliwość to jakieś mięso grilowane praktycznie bez przypraw. Nie wiem, czy schudłam bo wróciłam jak zwykle spuchnięta - teraz czekam na zejście wody a ważenie planuję na sobotę.
No i cóż - powrót do codzienności czas zacząć bo następny, krótki niestety, kawałek urlopu dopiero równiutko za miesiąc .
annaewasedlak
17 lipca 2018, 09:50Ja też pochodziłabym po górach ale w swoim tempie. Aktywnie wypoczywaliście.
Pola789
17 lipca 2018, 15:41Tempo zawrotne nie było - ja tylko usiłuję nadążyć za moim mężem :))) Oboje jesteśmy dosyć ruchliwi a ja nie wyobrażam sobie urlopu przeleżanego na plaży! Góry są dla mnie motywacją do zachowania dobrej kondycji, bo bez niej dziewięciogodzinny marsz byłby niemożliwy :)
eszaa
13 lipca 2018, 07:23oj połaziłabym tak konkretne po górach, sto lat juz nie byłam na szlaku, a mieszkam tak blisko... gratuluje pokonywanych dystansów, nie wiem czy teraz dałabym radę, ale uwielbiam, uwielbiałam raczej. Opuchniecie, to z wysiłku i masz racje, ze od razu nie wskakujesz na wagę, ale ze tak z marszu do pracy? :)
Pola789
13 lipca 2018, 15:54Sezon urlopowy wymusił taki powrót do pracy, chociaż po moim "urlopie wypoczynkowym" przydałby się wypoczynek :) A łażenia po górach nie da się porównać z niczym - wychodzimy bardzo wcześnie rano i omijamy miejsca z tłumem ludzi. Kondycja jeszcze dopisuje i trzeba to wykorzystywać! Zazdroszczę Ci bliskości gór - my pokonujemy spory dystans a najgorsza jest oczywiście zakopianka. Praktycznie jeden dzień spędzamy w podróży ;)