Nie ma co zabierać się za rzeczy na "hurra". Co się zaczyna prędko, zazwyczaj szybko też się kończy. Dlatego też dietę jako taką zaczynam od stycznia. Nie to, abym przesuwała wszystko na tak zwane "jutro", ale pomyślałam sobie, że nowy rok to nowy początek, a więc doskonała okazja, by zmieniać siebie.
Nie zamierzam jednak spocząć na laurach. Od jutra wprowadzam małe kroczki, a mianowicie:
- odstawię słodycze i smażone rzeczy
- przestawię się na chleb żytni, razowy.
- będę piła rano wodę z cytryną
- zaopatrzę się w czerwoną herbatę (będę ją pić pół godziny po posiłkach, bo inaczej - jak wyczytałam i jak mówiła mi dietetyczka - wypłukuje magnez z organizmu)
- będę wysiadała przystanek wcześniej na uczelnię/do pracy/do domu i szła pieszo.
- będę jeździła na rowerku treningowym (na razie bez określania minut i dni)
Spisałam też sobie zasady, jakie mam zamiar stosować podczas trwania mojej diety "docelowej" - tak to nazwijmy.
Po pierwsze: Nie głodzić się.
To nie ma większego sensu nawet wtedy (a może zwłaszcza wtedy), gdy stosuje się pewne pseudo diety. Wiem, bo swego czasu przeszłam całą Dietę Kopenhaską. I co z tego, że straciłam 7 kg w 13 dni, gdy później przytyłam dwa razy tyle? Dodatkowo w trakcie trwania tego żywieniowego rygoru czułam się jak survivalowiec i nie mogłam doczekać końca. Podkreślę to jeszcze raz: bez sensu jest katowanie siebie w ten sposób! Zwłaszcza, że kończy się to efektem jo-jo.
Po drugie: Ćwiczyć.
Szczerze powiedziawszy jestem pod tym względem dość leniwa. Planuję zapisać się na zajęcia aerobiku, które nazywają się STEP & ABT. Może kiedyś przymierzę się też do aqua aerobiku (byłam już na takich zajęciach, to fajna zabawa).
Dodatkowo rower przez min. 20 min dziennie. Na pewno mnie to nie zabije, a pomóc może. Dobrze, że mam rowerek treningowy w domu. Wstydzę się chodzić na siłownię - te miejsca kojarzą mi się z osobami, które mają ładną figurę i jedynie rzeźbią swoje mięśnie. Wyglądałabym wśród nich jak ta nieszczęsna kobieta na bieżni z początku filmu "Nigdy w życiu". Zacznę też w końcu używać hantelek, które zakupiłam, a które do tej pory się kurzyły.
Po trzecie: Pić dużo wody.
Oczywiście mineralną, niegazowaną. Z tym nie będę miała problemu - czasem po prostu nie umiem napić się czymkolwiek innym. Może to dziwne, ale tak mam. I w tym miejscu muszę jeszcze dodać jedno postanowienie - wypijać rano szklankę wody z cytryną.
Po czwarte: Odstawić słodycze.
Mam tu na myśli wszelkie ciastka, czekolady, chrupki i takie tam. Przy czym przewiduję, że w ramach nagrody za wytrwałość będę mogła (co nie znaczy, że musiała) sobie raz w miesiącu kupić batonik fitness, czy podobnego smakołyka.
W diecie, którą w zeszłym roku rozpisała dla mnie znajoma mamy, która jest dietetyczką, był kawałek ciasta drożdżowego raz na tydzień. Z tego, co pamiętam były też w jadłospisie płatki musli, powidła śliwkowe i owoce. Nie będę więc narzekała na brak słodkości.
Po piąte: Ważyć się nie częściej niż raz na dwa tygodnie.
Nie wiem, czy powstrzymam swą ciekawość, ale się postaram. Sądzę, że jest to dostateczny okres, by zobaczyć na skali satysfakcjonujące efekty. Przynajmniej nie popadnę w manię wchodzenia na wagę co chwilę i zamartwiania się, że nic a nic nie chudnę. Oczywiście każdy może mieć woje zdanie na ten temat, ale ja wybieram taką metodę :)
Po szóste: Nagradzać się.
Nie uważam, by było w tym cokolwiek dziwnego. Człowiek musi czuć, że jego poświęcenie się opłaca. Pewnie nikt, kto nie ma do zrzucenia kg, nie wie jaka to ciężka praca. Nie staje się bowiem w szranki z przeciwnościami tego świata, ale z samym sobą. I tak, jak palacz podczas rzucania papierosów nie może wziąć dymka, alkoholik zamoczyć języka w szklance, tak osoba odchudzająca się, też musi trzymać się żelaznych zasad.
Tak więc raz na dwa miesiące zrobię sobie taki dzień kobiet. Pójdę na zakupy, do fryzjera, na kawę z przyjaciółką (trzeba będzie na ten cel trochę grosza odłożyć, ale co tam), będę oglądać wszystkie te mądre i niemądre programy dla kobiet. Zrobię wszystko, to, czego nie robiłam do tej pory, albo robiłam rzadko. I zrobię to z pełną świadomością, że robię to dla siebie ;)
MissMoonlight
5 grudnia 2012, 17:13Plan idealny :D