Też tak macie, że cały tydzień w wszystko pięknie, ładnie, dietka, ćwiczenia, zero słodyczy. Cud miód.. I nadchodzi weeekend. I wszystkie się sypie :( Więc ja właśnie taki weekend mam za sobą.
W sobotę upiekłam rurki z kremem. Pyszneee! Wieczorem chipsy i orzeszki ze znajomymi, czemu nie ;) W niedzielę grill, też pyszny! Gofry na śniadanie z bita śmietaną, why not!
Ale wiecie co, nie żałuję. Dzisiaj nie czuję złości, braku motywacji bo potknęła mi się noga przez te dwa. Spędziłam fajny weekend z ukochanym i przyjaciółmi. A tych kilkadziesiąt kalorii więcej mnie nie zabije. I dzisiaj czuję powera, żeby zacząć treningi z wyzwania #bestronger i pilnować posiłków.
Najbardziej cieszy mnie moja wewnętrzna zmiana, nie myślę sobie "a znowu Ci się nie udało, nie ma to sensu" tylko "ok, był weekend, teraz wracamy do gry, w poprzednie weekendy Ci się udało więc nie musi się to powtórzyć w kolejny, trzymaj się". I kiedyś zjadłabym znacznie więcej pustych kalorii, doszłoby piwo, więcej rurek i chipsów :)
Podsumowując był to też w pewnym sensie mały sukces!
Stay positive.