Stało się nieuniknione, waga skoczyła. Spodziewałam się, bo ostatnie spadki dzień po dniu były nie z ćwiczeń tylko ze stresu, kiedy to jadłam jak wróbelek. To jak wczoraj zjadłam w końcu normalnie to waga zarejestrowała.
Poza tym taka teraz faza cyklu, że następne spadki poniżej 98 nadejdą pewnie dopiero za 3 tygodnie. No trudno. Fajnie, że dobiłam dwucyfrówki przed wakacjami - teraz to się mogę cieszyć :)
Na siłce wczoraj byłam, J. się jednak nie zapisała - za drogo ten karnet wakacyjny i chcą płatność z góry a nie jak zwykle co miesiąc.. Ale to nawet dobrze, jak na mnie czekała wczoraj na kanapach to się stresowałam, że za długo ćwiczę, a wiem, że jakby chodziła ze mną to też by chciała mieć raczej krótsze treningi więc.. nie ma tego złego :P
L. w środę.. Zaczynam się stresować :PPP
Chociaż on ma większe powody do stresu w związku ze swoją podróżą (dwie przesiadki samlotowe - wtf?!). No ale jeszcze troszkę i wszystko będzie na swoim miejscu (mam nadzieję!).
Blondynka94
29 czerwca 2014, 10:35szkoda, z kimś to zawsze raźniej :) nie stresuj się tak :)
Onigiri
29 czerwca 2014, 10:44ech, ja to po mamusi - stresuję się zawsze, wszystkim i za dużo :P
Wiosna122
29 czerwca 2014, 10:32nie poddawaj się!!!!!
Onigiri
29 czerwca 2014, 10:44ależ nie mam zamiaru ;)