2 listopada 2013 r.
Waga nadal wariuje. Dziś (3.11.2013 r.) pokazała 84,3 kg. Całe 70 dag mniej niż wczoraj. I żebym chociaż grzeczna była. Ale gdzie tam. Normalnie jadłam. Kalorii było na pewno więcej niż 1200. Słodyczy nie jadłam. Chociaż nie powiem, że ochoty nie miałam. Ruch ograniczył się do chodzenia po cmentarzu. Wychodzi na to, że prowadzenie wojen jest kaloriożerne. Na wszystkich frontach trwa cisza. Paru przygranicznych incydentów nie liczę, bo poradziłam sobie całkiem spokojnie z nimi. Były raczej próbą wybadania sytuacji, niż rzeczywistym atakiem. No dobrze, minimalnie się nabijam. Ale nie histeryzuje, nie zamierzam niczego naprawiać, szukać kompromisów etc. Zacięłam się wrednie i zrobiłam się uparta jak osioł. Chcę i już. A mur si bardzo ładny odbudował.
Wróciłam do pisania opowiadań. Dawno nie czułam tej radości jaka płynie, kiedy się pisze. Pomaga. Tak jak kiedyś. No i powstaje sobie nowa saga o księżniczce i smoku. Już nawet ochrzan zebrałam, że przerwałam w najciekawszym z możliwych momentów, ale o to chodzi. Aby czytelnik chciał czytać co było dalej. Idea opowiadania chodziła za mną od dłuższego czasu. Księżniczka przykuta do skały, złożona w ofierze krwiożerczej bestii ma uratować królestwo. Rycerzy brak. Księżniczka ciut leciwa (ostatecznie ma 40 lat) i w dodatku zakatarzona. Bawi się słowami i postaciami. Udało mi się nawet wykorzystać cytat Marii Konopnickiej o aniele z jednym skrzydłem, oczywiście w przewrotny i wredny sposób. Kocham pisać.
Idę odrabiać zaległości. Podoba mi się to.
LennQ
3 listopada 2013, 13:30Pisz kobieto,pisz!!! >Wazne aby mieć cos co się kocha i robi bardzo chętnie :):):) Pozdrawiam!!!