Chciałabym się obudzić za dwa tygodnie. Wtedy będę miała czas, aby sobie poryczeć. W końcu mnie dopadło. I nie mam nawet jak poryczeć. Wredne. Pogwizduję sobie i próbuję się skupić na pracy i jedyne co mi do głowy przychodzi, to, to że chcę sobie popłakać. Długo, namiętnie, boleściwie. Wytłuc wszelkie koty, które próbują mi tego zabronić, schować do pudełka mysz i popłakać. Wojna jedna zakończona. Wynik był do przewidzenia już na samym początku, ale spróbowałam. Czy jestem dumna? Nie.
To były trudne cztery lata. Dla nas obojga trudne. Jednak nie żałuje, że były. Nie wiem, jakbym się zachowała cofając czas. Wiem, że byłam kochana i wiem, że bywałam szczęśliwa. Nauczyłam się wiele. Nauczyłam się walczyć, płynąc pod prąd, wierzyć, że coś można zmienić. Nie wyszło. Zdarza się. Kiedy spotyka się miłość swojego życia to nawet 10 minut jest wartych tego, że nie wszystko było tak jak być powinno. Dziękuję za te cztery lata. Pomyślę o tym jutro i jutro sobie popłaczę. Dziś jeszcze nie mogę.