Po wczesnym śniadaniu, wyruszyłam (tym razem sama), na kolejną wycieczkę. Program był wypełniony po brzegi. Pierwszym punktem, jak zwykle, było jeżdżenie po hotelach i zbieranie uczestników. A potem ruszyliśmy w góry Dhikti.
Są piękne.
I tu ciekawostka. Jedynie na ich zboczach, rośnie zioło Dictamus, które przez Kreteńczyków uważane jest za lek dobry na wszystko. Ma działanie przeciwbakteryjne i przeciwgrzybicze. Niektórzy, uznają je też za afrodyzjak. Kupiłam sobie jedno opakowanie
W górach Dhikti, znajduje się Klasztor Kera Kardiotissa. Znany jest z cudownej ikony Matki Boskiej (pielgrzymi wierzą, że modlitwa do tej ikony, pomaga odzyskać zdrowie i wyleczyć się z bezpłodności). Trzykrotnie próbowano wywieźć tę ikonę z klasztoru. W XV w. - do Rzymu, w XVII - do Konstantynopola i podczas ostatniej okupacji - do Niemiec. Jak łatwo się domyślić, nikomu się nie udało.
Nam też się nie udało - zobaczyć klasztoru z bliska ( zdjęcie znalezione w internecie)
Następnym punktem programu, była Jaskinia Dhikte w której, według mitologii, urodził się Zeus.
Najlepiej przyjechać tu rano i poza sezonem. Bo jaskinia, to jedna z największych atrakcji turystycznych Krety i kolejka do niej jest zwykle niemała. My mieliśmy szczęście, bo w ostatni weekend września wstęp jest wolny. Na dzień dobry można zadecydować, czy chce się drałować na piechotę pod górę, czy skorzystać z osiołka, którego można wynająć w wiosce Psikhro.
Wybrałam wędrówkę, po krętej ścieżce wybrukowanej kamieniami. Zrobiłam zdjęcie przebytej drogi, żeby nie fotografować pod słońce.
Im wyżej wchodziłam, tym widoki na Płaskowyż Lasithiou były ładniejsze.
W jaskini jest zimno, a podczas podejścia do niej, zgrzałam się i spociłam. Wewnątrz, zaczęłam wyparowywać nadmiar zgromadzonego ciepła. Dobrze, że wzięłam buty trekkingowe z grubym protektorem, gdyż zejście po wyślizganych stopniach na dół jaskini o głębokości 65 metrów, nie było łatwe. W mroku można było rozpoznać kształty stalaktytów, przypominające piszczałki kościelnych organów.
Na tym zdjęciu widać, wyrastające bryłowate wieże, znacznie większych stalagmitów.
Dotarłam na dno ciemnej i niesamowitej jaskini. To tu, według mitologii, Rea urodziła potajemnie Zeusa. Musiała oszukać zazdrosnego Kronosa, który obawiał się, że zgodnie z przepowiednią, zostanie obalony przez swojego syna. Wcześniej połknął już pięcioro swych dzieci. Dziwnym trafem, nie zorientował się, że tym razem Rea dała mu do połknięcia, owinięty w powijaki kamień.
Znaleziska dowodzą, że jaskinia była miejscem prastarych obrządków religijnych (jeszcze sprzed epoki minojskiej). Okoliczni chłopcy, nurkując na dno sadzawki, znaleźli setki glinianych figurek wotywnych .
Prawdopodobnie, były to takie figurki (zdjęcia znalezione w internecie).
Pełna wrażeń zeszłam do wioski, gdzie z przyjemnością napiłam się pysznego, świeżo wyciśniętego soku z miejscowych pomarańczy.
A teraz Płaskowyż Lasithiu. Leży na wysokości, pomiędzy 800 a 950 m n.p.m. Jest zamieszkiwany przez cały rok. Ma bardzo żyzne gleby, dodatkowo wzbogacane przez spływające z gór minerały. Ziemia uprawna podzielona jest, przez rowy melioracyjne, na 193 poletka.
Niegdyś na płaskowyżu znajdowało się 13 tysięcy wiatraków, o oryginalnych, płóciennych skrzydłach.
Wiatraki dostarczały energii, do napędzania nawadniających pomp. Obecnie zostało tylko kilkanaście wiatraków.
Z płaskowyżu wyjeżdżamy jedynym możliwym przejściem, czyli tą bramą pomiędzy skałami.
Mieliśmy krótki przystanek, na robienie zdjęć. Pochodziłam pomiędzy skałami i ruinami warowni.
Ruszyliśmy dalej. Zjeżdżaliśmy serpentynami...
do miejscowości Avdou, gdzie uczestniczyliśmy w degustacji, produkowanej tu oliwy. Wcześniej, dowiedzieliśmy się sporo o oliwkach i produkcji oliwy. Oliwki zbiera się raz na dwa lata. Z jednego drzewka, około 100 kilo. Można z tego uzyskać 20 litrów przedniej oliwy. A tych drzewek jest na Krecie, podobno, 40 milionów. Najlepsza oliwa, to ta z pierwszego tłoczenia na zimno, zwana oliwą dziewiczą (Extra Virgin Olive Oil). I takiej na Krecie produkuje się aż 80%. Jakość oliwy, dodatkowo, zależna jest od jej kwasowości (im mniejsza kwasowość, tym lepiej). Ciekawostką była dla mnie informacja, że oliwki zielone i czarne rosną na tych samych drzewach. To nie są osobne odmiany, tylko różne stadia dojrzałości. Zachęcona opowieściami i degustacją, zrobiłam zakupy w tym oto, firmowym sklepie.
O, jaka ładna puszka
Po zakupach, przysiadłam w malutkiej restauracji, na tzatziki. Mogłam potem zabijać oddechem
Opowieść o Knossos i Heraklionie, zostawię na następny wpis.
mada2307
6 kwietnia 2020, 08:34Tego mi było dzisiaj trzeba. Liczylam na Twoje relacje z miejsc, gdzie nas nie było. I nie zawiodłam się. BUZIACZKI 😘😘😘
Nieznajoma52
6 kwietnia 2020, 08:36Dzisiaj będzie Knossos :)
Tadeuszsz
6 kwietnia 2020, 06:06Wesoło jest w lecie na Krecie. Piwo, kobiety, taniec i śpiew. Nawet objeżdżanie hoteli, mężnie bym zniósł. Fajna opowieść, słoneczna i smakowita. No i ta oliwa, ech... taka symboliczna, aż ślinka leci... w poście... Widziałem dziś pierwszą muchę. Latała latała... ja nic nie jem, to i ona bidulka, nic. To se poleciała.
Nieznajoma52
6 kwietnia 2020, 07:00Podziwuam ja bym nue wytrzymała tyle dni bez jedzenia. A oliwa rzeczywiście pychota.
renianh
5 kwietnia 2020, 16:26Ach jak pieknie wedrowac razem z Toba zwlaszcza w tak zakazanym czasuie milo siew wyrwac z domu i zwiedzic cos nowego :)))Pozdrawiam serdecznie:)
Nieznajoma52
5 kwietnia 2020, 19:59Cieszę się Reniu. Zapraszam do następnych wpisów. A gdzie Ty się zatrzymałaś na Krecie?
renianh
5 kwietnia 2020, 21:11Bylismy pierwszy raz na Krecie w 2009 r jeszcze za Agios Nicolaos ,nie pamietam nazwy a nigdzie nie zapisalam ,pamiec jak widac jest ulitna ,bylismy z Grecosa .Z hotelu jak sie wyszlo powyzej bylo widac Spinalonge, to byly taklie fajne male bungalowy ,suyper tam bylo . Drugi raz bylismy na przedmiesciach Hersonisos .Chyba dwa lata później .
alinan1
5 kwietnia 2020, 15:01pięknie tam. Aż bije gorąco z zdjęć... A jak degustowanie oliwy wyglądało? Maczaliście jakieś pieczywo czy "z gwinta"?:))) Nie przełknęłabym...Bardzo lubię Twoje wpisy, bo pięknie opisujesz też historię, mity itp. Ciekawe to wszystko. Szkoda, że mi się ta wiedza w większości we łbie nie zatrzymuje...
Nieznajoma52
5 kwietnia 2020, 15:54Tak. Alu. Były takie kostki chleba i maczałaś je w różnych oliwach :)
agnes315
5 kwietnia 2020, 14:49Naprawdę nie wiedziałaś, że zielone oliwki, to mniej dojrzałe czarne?! 😐
alinan1
5 kwietnia 2020, 15:01ja też nie wiedziałam...
Nieznajoma52
5 kwietnia 2020, 15:53Nie wiedziałam. Myślałam, że to inna odmiana :)
agnes315
5 kwietnia 2020, 18:49Nie wiem skąd, ale wiem to od zawsze 😀
Kasztanowa777
5 kwietnia 2020, 13:50Hej Malgosiu, jak milo zobaczyc Krete Twoimi oczami. Pieknie wszystko przedstawione. Ta pomarancza, z ktorej pilas sok musiala byc bardzo pomaranczowa, czerwona wrecz:)
Nieznajoma52
5 kwietnia 2020, 14:12Owszem, a jaka smaczna :)