Tak, to właśnie to słowo określa moje wieczne odkładanie czegoś, ba wszystkiego na "ostatnią" chwilę...
Nawet kiedy mam gdzieś wyjść ubieram się i maluję dopiero w ostatniej chwili, bo po co siedzieć w makijażu i ciuchach w domu...
Ale przecież to coś innego. To moje ciało, moje zdrowie. Nie, nie jem niezdrowo, mieszczę się w górnej granicy normy, ale właśnie w górnej... Po co dokładać kilogramów kręgo po przejściach i stawom w przewlekłym posterydowym stanie zapalnym. Ech.
Tylko dlaczego nie umiem o tym pamiętać każdego dnia kiedy ze smakiem wciągam dwie (bo dwa różne były) porcje tortów na urodzinach taty...
A potem urlop (który planowo nastąpi za 8 tygodni) wyznacza magiczną granicę..
Naprawdę nie chcę, nie mam komfortu i przyjemności paradować w stroju z wagą 78,8 kg. Nie, nie usprawiedliwia mnie nawet 178 cm wzrostu i rozłożyste kości...
Czas na detoks - chlebowo, słodyczowy i ogólny. Proszę nie krzyczeć, jeśli czasem, zwłaszcza teraz na początki zjem za mało. Muszę obkurczyć żołądek, muszę wyrównać poziom cukru, muszę zrewidować myślenie i przekonać własny mózg, że co jednego dnia wydawało mu się mało, drugiego bezie ponad miarę... Z resztą już dawno udowodniono, że czasowe przerwy w dostawie pożywienia działają korzystnie na długość życia i stan zdrowia. Jak mnie kiedyś coś zabije, to raczej jedzenie, a nie jego brak...
Dobra, wczoraj zjadłam 3 kawałki tortu. Tyle co moja gruba ciotka. I? I czułam się dobrze kuźwa!
Dzień 1 (24 kwietnia) - 78,8 kg, żarło sumarycznie, bez podziału na posiłki i trochę w biegu, a trochę w chwili słabości po rowerze wyglądało tak: 2 jabłka 200, 2 marchewki, 30, zupa ogórkowa 150, 3 babka z fasoli, banana, bez cukru i mąki 300, 2 banany 240, jogurt z własnym musli 150, mix sałat z oliwą, warzywami i fetą 200, oblaty 100 = ok 1270 kcal, ruch 24 km na rowerze w plenerze
Dzień 2 (25 kwietnia) - mix sałat z warzywami, oliwą i fetą ok 200, jogurt naturalny 100, banan 120, warzywa duszone z przyprawami 200, budyń czeko bez cukru ok 200, banan 120, a potrm dopadło mnie słodkie kulki 80 i dwa małe kawałki ciacha na warsztatach malowania ceramiki 160...a na koniec kanapki z razowca 400 i oblaty 200= 1780 i zero ruchu bo warsztaty skończyły się ok 21.
Dzień 3 (26 kwietnia) - mix sałat 200, jogurt i banan 220, oblat 100, zupa ogórkowa (resztka) 100, budyń czeko bez cukru 200, słonecznik i pistacje do filmu 180, razowiec z pomidorem 400, 2 babeczki z fasoli 140 = 1540 i zero ruchu bo padłam na mordkę i oglądaliśmy filmy.
lajtme
25 kwietnia 2017, 07:08Trochę mało kalorii przy takim wzroście - ale ogólnie plus i kciuk do góry za "zrobienie porządków w głowie" i taki detoks.. tylko po detoksie na wakacjach za bardzo sobie nie podjadaj ;)
Agaszek
24 kwietnia 2017, 12:59Fajnie że dałaś znak życia ;)
myfonia
24 kwietnia 2017, 22:32Żyję, żyję... tylko strasznie zaniedbałam Vitalię :) Obiecuję poprawę, bom głodna wieści :)
ar1es1
24 kwietnia 2017, 11:59A może dla Ciebie byłoby IF?
myfonia
24 kwietnia 2017, 22:34Szczerze - już kiedyś o tym myślałam :) Fajnie, że ta podpowiedz jest z Twoich ust, bo bałam się trochę tej diety, a do Ciebie mam większe zaufanie niż do całokształtu wujka google :)
aniapa78
24 kwietnia 2017, 07:27Powodzenia i wytrwałości!
myfonia
24 kwietnia 2017, 22:35Dziękuję, szczególnie to drugie bardzo przydatne! :)