Boleśnie (kręgosłupowo) i leniwie. Zimno a ponoć ma się jeszcze ochłodzić (kuźwa z czego???!!!), smętnie bo pojechała wesoła rodzinka z dziećmi. I grubo, ale wcale nie w portfelu. Może to nie jest życiowy max (wagowy), ale blisko. Zdecydowanie to już ten pułap, w którym śmiało sięgam dna i jest się z czego odbić. Święta wiadomo, próbowałam moich jarskich smakowitości a'la rolada z łososia i szpinaku, pasztet z cukinii, jaja faszerowane pieczarkami, zdżarłam prawie całą rukolę i czosnek niedźwiedzi z ogrodu, ale oczywiście nie obyło się bez sałatki z majonezem i ciast.
Ruch desperacki, bo pomiędzy chmurami grado-deszczo-śniegu natychmiast wybiegaliśmy niezrażeni na podwórko, a w poniedziałek ruszyłam w rowerową trasę i w deszcz. A raczej w mżawkę, która w deszcz się przekształciła...
I tak zleciało...
święta święta...
Ale, przecież nie przyszłam tutaj stęko-marudzić :)
Przyszłam zapowiedzieć, że walczę. Za 5 tyg imprezki i wydarzenia w pracy, na których dobrze by było wyglądać lżej, a za 9 tygodni, niecałych URLOP! Ale jak to się pytam! Kiedy to zleciało! Że znów w ręką w nocniku? Nieeee. Akurat tę, pierwszą część urlopu postanowiłam że dla mojego Lubego spędzimy gdzieś nad jego ukochanym Bałtykiem...
Trepy i trekkingowe szmatki niczego więc nie zakryją, do boju! :)
ar1es1
18 kwietnia 2017, 10:31U mnie się wyrownalo:2 dni ścisły post +spalone 450kcal/dzień a później 2 dni 4 solidne posiłki i jakieś marne ćwiczenia na brzuch wieczorem. Z pogodą to mi zwierząt żal - pszczoły się pobudzily, ptaki i inne stworzenie młode mają :-(
basiaaak
18 kwietnia 2017, 09:14Do boju! Jak się sprężymy to damy radę do wakacji fajnie wyglądać :) Pozdrowionka