wracam
Tak jak w temacie ... wracam, po bardzo długiej nieobecności na vitalii i z wieloma kilogramami na plusie. Już było tak pięknie, dwa lata temu, dzięki własnemu samozaparciu i wsparciu vitaliowych koleżanek schudłam 10kg. Wtedy byłam w połowie zaplanowanej drogi. I nagle trach. Choroba córki sprawiła że trzeba było skupić się na innych rzeczach. Przestałam biegać, ćwiczyć i dbać o dietę. Najważniejsza była moja maleńka, wtedy półtoraroczna córcia i jej chore nóżki. Udało się i mimo, że choroba będzie jej towarzyszyć już do końca życia, to nauczyliśmy się z nią funkcjonować i młoda jest obecnie w zasadzie zdrową i pełną energii trzyipółlatką. Krótko po tym jak ujarzmiliśmy choróbsko, zaszłam w ciążę. Siedem miesięcy temu urodziłam zdrową i śliczną córeczkę. W ciąży przytyłam zaledwie 7kg. Problem w tym, że zachodząc w ciążę ważyłam aż 88kg. Wychodząc ze szpitala waga spadła do 90kg. Niestety pozostał brzuch. Ambitnie chciałam zaraz po porodzie zacząć ćwiczyć ale dni mijały, córcia dawała nam w kość znacznie więcej niż pierwsza pociecha. Nie chciała spać, ani nawet na chwilkę poleżeć sama. Chodziłam niedospana i potwornie zmęczona. Ciągle powtarzałam sobie, że muszę się wziąć za siebie ale jakoś nie miałam siły. Teraz mała ma 7 miesięcy a ja dorobiłam się kolejnych kilogramów i niedoczynności tarczycy :(. Dwa tygodnie temu wreszcie powiedziałam dość tego! Zaczęłam chodzić na długie i szybkie spacery (minimum 6 km dziennie) i ćwiczyć. Stopniowo dokładam też treningi na orbitreku.
Ogromny problem mam z brzuchem. Po ciąży został mi taki jak w 9 miesiącu (no może ciut mniejszy). Nie umiem sobie z tym poradzić. Lekarz twierdzi, że moje jelita po ciąży nie wróciły na miejsce, tylko zostały na górze, wypychając wyżej żołądek i tworząc wieeelgachny brzuch. Czy ktoś też tak miał? To koszmar jakiś, moje dziecko ma 7 miesięcy a ludzie pytają mnie kiedy rodzę bo wyglądam jak w zaawansowanej ciąży. Strasznie mi głupio i potwornie przykro. Ehhh.
Może brzuszki pomogą ...
Dziewczyny, moje kochane vitaliowe koleżanki, czy Wy tu ciągle jesteście? Bardzo potrzebuję wsparcia, takiego jak dwa lata temu a może nawet większego!
koniec marudzenia
Pomarudziłam wcześniej ale już koniec z tym! Przełamałam się, zmobilizowałam i poćwiczyłam. Czuję się zdecydowanie lepiej... jakoś mi to pospacerowe zmęczenie przeszło. Na dodatek odechciało mi się obiadu :)))). Zamiast smakowitego rosołku zrobiłam sobie coś co mi poprawia humor i dodaje energii na całą resztę dnia:
1 pomarańcza,
1 banan,
troszkę suszonej żurawiny,
troszkę słonecznika,
garść błonnika w postaci chrupek
5 łyżek jogurtu naturalnego
wszystko wymieszałam i właśnie zajadam! Wspaniała rzecz jak jest tak ciepło i słonecznie a do tego bomba witaminowa!
Kryzys mam
Mam kryzys. No niestety, przyszło i na mnie :(.
Aż chce mi się powiedzieć, że wszystko przez to, że zaczęłam biegać. Niby wszystko super ale przez bieganie mniej ćwiczę. Nie chcę przegiąć z nadmiernym obciążeniem, bo i tak mnie kolano pobolewa czasem, dlatego w dniu w którym biegam nie robię innych ćwiczeń cardio albo bardzo mało. W ogóle jakoś mam mniejszą ochotę na ćwiczenia. Co gorsza według wszystkich "mądrych" tekstów na temat biegania, jako początkujący powinnam biegać co drugi dzień a między dniami biegowymi robić odpoczynek i zero cardio. Oczywiście się nie stosuję do tego i w dni "niebiegowe" też ćwiczę, przez co mięśnie, stawy i inne nie mają kiedy odpocząć no i takie błędne koło się robi.
Co gorsza waga stanęła, a nawet jest 300gr więcej.
Codziennie wychodzę z córką na ponad 2 godziny na dwór. Przeważnie jest to spacer ale czasem, tak jak dziś, idziemy do piaskownicy. Wracam tak dotleniona, że najchętniej poszłabym spać i totalnie nie chce mi się ćwiczyć. Zazwyczaj ćwiczyłam jak mała szła spać a teraz sama mam ochotę się położyć :(.
Macie jakieś rady jak to przezwyciężyć? Help!!!!
braku czasu ciąg dalszy
Witajcie kochane!
jak w temacie ... nie mam czasu na nic. Tzn. mam ... ale muszę wybierać albo ćwiczenia albo pamiętnik. Dziś dosłownie chwila na vitalię i za moment wskakuję na step.
Z dietą w zasadzie jest nieźle. Święta mnie trochę zastopowały i mam wrażenie, że nieco rozleniwiły ale mimo wszystko zanotowałam 0,5 kg spadku. No i jest sukces! moje BMI wreszcie przestało wskazywać "otyłość" i przeszło w "nadwaga". Ważę teraz 76,3 kg. Od lutego schudłam 7 kg więc jestem zadowolona. Śmieję się, że jeszcze kolejne 7 kg i BMI powie mi, że mam wagę w normie :) oj daleko do tego celu ale dam radę!
Teraz zmieniam troche plan treningowy. Do tej pory nie chciało mi się wychodzić i cardio robiłam głównie na stepie. Teraz włączam do treningów bieganie. Jestem tym mocno podekscytowana choć łatwo nie będzie, to już wiem! Biegałam przed wczoraj. Biorąc pod uwagę, że na stepie ostro depczę 45-60 minut bez większego problemu (choć pot się leje) myślałam, że lepiej mi pójdzie. Załamka! Skaczę, "stepuję", robię pompki, brzuszki, purpees czy inne takie a mam problem z przebiegnięciem 1,5km! Zrobiłam ten dystans w niedzielę ale z 2 przystankami :(. Wygląda na to że kondycja na ćwiczenia to jedno a na bieganie to drugie. A może się przećwiczyłam, bo miałam w niedzielę w południe ostry trening interwałowy a potem bieg.
A jak tam u Was? Może jakiś biegacz/biegaczka coś mi podpowie? Zastanawiam się nad wprowadzeniem w życie tego planu:
https://treningbiegacza.pl/trening/plany-treningowe/item/482-plan-treningowy-od-zera-do-60-minut-ciaglego-biegu-10-najczestszych-pytan-zadawanych-przez-poczatkujacego-biegacza Na stepie też zaczynałam od jednej minuty lekkiego chodzenia i jednej na pełen power - opłacało się bo teraz mogę na full deptać nawet przez godzinę.
Ktoś ma ochotę przyłączyć się do mnie z tym bieganiem?
happy
Nie mam ostatnio czasu pisać pamiętnika :(. W domu sporo zajęć, praca, dziecko, do tego dwie sesje ćwiczeń. Jak wchodzę na vitalię to głównie piszę na naszej grupie motywacyjnej. Dziewczyny są cudowne - dodają mi sił do walki z kilogramami!
No a kilogramy lecą! Szczególnie odkąd wróciłam na steper! Dziś jestem wyjątkowo szczęśliwa. Waga dziś rano pokazała 77,8, to oznacza że w ciągu 5 tygodni schudłam 5,5 kg czyli dokładnie tyle ile zakładałam! Super - aż się chce walczyć dalej.
Co prawda na horyzoncie Święta ale jakoś dam radę! Macie jakieś pomysły jak przetrwać Wielkanoc i schudnąć?!
chyba przegięłąm
W zeszłym tygodniu dałam sobie nieźle w kość ćwiczeniami, niestety chyba należy to zdanie traktować dosłownie. Do ćwiczeń na różne partie mięśni dokładałam cardio i jeszcze 40 minut na stepperze. Chyba przesadziłam bo od dwóch dni mam problem z lewą nogą. Boli mnie piszczel, właściwie to tylko takie lekkie uczucie pobolewania od czasu do czasu, nic mocnego.. Dosłownie czuję to tak, jakby pobolewałam mnie kość z przodu, choć zapewne to jakieś ścięgna. W necie przeczytałam że tak się zdarza u początkujących biegaczy i że trzeba robić ćwiczenia rozciągające przednią część nogi. No robię ale jakoś nie do końca jestem przekonana do tych które znalazłam. Chodzi o rozciągnięcie ścięgien pomiędzy stawem skokowym a kolanem. Może ktoś coś podpowie?
Do kompletu coś mi pyka w lewym kolanie. Pykało już dużo wcześniej, jak np po dłuższym czasie w jednej pozycji prostowałam nogę ale teraz pyka jakby głośniej :( Robię squats/przysiady i słyszę co kawałek "pyk". Nie boli mnie kolano ale to pykanie mnie martwi.
No i co ja mam robić? Tak bardzo bym chciała codziennie na stepper wejść ale chyba powinnam jednak robić jakieś przerwy. Wczoraj nie "stepowałam", posmarowałam nogę fastumem i dziś chyba ciut lepiej ale nadal czuję że coś tam w tej piszczeli nie do końca jest ok. Chyba jeszcze jeden dzień odpuszczę. No ale jakieś cardio muszę zrobić a więc podskoków, pajacyków i biegania nie uniknę :(.
Czy ktoś z Was miał podobne problemy? Będę wdzięczna za rady!
czekam na wiosnę ...
Wczoraj miałam kolejny "dzień lenia". Nic mi się nie chciało - to chyba ta pogoda. U nas była wręcz zadymka :( Ja chcę wiosnęęęęę!!!
W każdym razie odpuściłam sobie trochę. Dieta co prawda trzymana wzorcowo ale w ćwiczeniami dałam luzu i wczoraj zrobiłam tylko 250 brzuszków i 20 minut na stepperze.
Dziś czuję się znacznie lepiej. Co prawda pogoda dalej do D*** ale jakieś przebłyski słońca są no i w tv powiedzieli że za tydzień wiosna stanie się faktem!
Położyłam młodą i szybciutko zabrałam się za pierwszą partię ćwiczeń. Zrobiłam 100 podskoków na skakance (w ramach rozgrzewki), 250 brzuszków, 17 min. at home HIIT Cardio, 20 minut na stepperze.
Wieczorem kolejna "sesja" w planie mam skakankę, brzuszki (ale mniej niż rano), ćwiczenia na ręce i oczywiście mój ukochany stepper. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Jedzeniowo chyba ok.
Na śniadanie jajecznica z 3 jajek (na spółkę z córką)
2 kromki razowca lekko posmarowanego delmą
świeży sok jabłkowy CYMES
1/4 banana (pozostałość po dziecku :))) normalnie nie zjadam resztek po młodej ale banan czy jabłko to samo zdrowie, szczególnie banan w niedużej ilości)
po treningu sok wyciśnięty z 2 pomarańczy
na obiad będzie znów pyszna cebulowa i kromka (albo 2 ;-) ) razowca.
kolacja ... zobaczymy. Ostatnio mam jazdę na twarożki wiejskie i grani - podobno są świetnym źródłem białka i szczególnie po treningu warto je zjeść (u mnie będzie akurat po wieczornym treningu).
Oj dziecię się obudziło ...
A jak tam u Was? Jak dzisiejsze ćwiczenia i dieta?
kolejny dzień minął
Na koniec dnia jeszcze małe podsumowanie. Taki bilans, żeby nic nie umknęło :)
ćwiczenia:
rano:
Banish Fat Boost Metabolism
wieczorem:
200 podskoków na skakance
250 brzuszków
Fitappy-ćwiczenia na idealne smukłe ramiona - 10 min
stepper - 20 min.
dzisiejsze menu:
śniadanie:
2 kromki razowca z polędwicą sopocką i szczypiorkiem
jajko na miękko
II śniadanie:
mandarynka
koktajl banan + mleko 1,5% (bezpośrednio treningu)
obiad:
zupa cebulowa
kromka razowca
podwieczorek:
mandarynka
kolacja (bezpośrednio po treningu):
twarożek grani
2 kromki chleba wasa z pieczonym (w domu) łososiem
1 kromka chleba wasa z szynką
szklanka soku pomidorowego
do tego:
2 l. wody, kawa, 2 szklanki czerwonej herbaty
przekroczyłam granicę!
hurra, dzisiejszy poranek zaczął się cudownie. Od 3 lat po raz pierwszy zobaczyłam na wadze 7 z przodu! Aż się popłakałam ze szczęścia! Poprzednie próby odchudzania kończyły się, jak wcześniej pisałam na 80,4 kg. Tym razem jest inaczej: przekroczyłam magiczną granicę 80 kg i już wiem, że można! Tym razem się uda! jestem z siebie dumna a jednocześnie zdałam sobie sprawę, że następna cyferka z przodu to 6 i do niej będę teraz dążyć :-D. Na razie wyznaczam kolejne małe kroczki: przy 78 kg zafunduję sobie masaż a przy 75 zacznę wymieniać garderobę ... czyli coś sobie kupię :-D.
Oj pięknie jest :-D, już się nie mogę doczekać dzisiejszego treningu: Fat Banish Boost Metabolism z Jillian!
lenia mam
Oj mam dziś lenia. Wczoraj też trochę miałam. Jakoś tak nic mi się nie chce. Przez kilka dni nie miałam czasu nawet zrobić wpisu w vitaliowym pamiętniku :(. Przestało mi się też chcieć ważyć wszystko co jem :(. Czyżby jakiś pierwszy kryzys diety??
Nieee, chyba nie, to chwilowe. Zaznaczam że ćwiczę właściwie bez zarzutu ("właściwie" bo wczoraj ze względu na @ zrobiłam jedynie skalpel a odpuściłam stepper, dziś już normalnie:) ). Kontroluję co jem ale też już wiem np. ile mniej więcej mają dwie kromki razowca czy plasterek szynki. Wiem że powinnam to zważyć i podliczyć (szczególnie dzisiejszego łososia) ale zwyczajnie mi się nie chciało :(. Nie mam żadnej jedzeniowej wpadki ale jakoś chyba z urzędu czuję się grubsza niż jestem, przez ten brak liczenia kalorii.
Swoją drogą miałam nadzieję, że już dziś rano zobaczę 7 z przodu a tymczasem waga pokazała równiusieńkie 80,00 kg. Jest więc nieźle, mam szansę już w weekend przekroczyć magiczną barierę, którą jakoś nie mogę przejść od kilku lat. Już dwa razy wcześniej podejmowałam walkę (tzn dwa razy po ciąży) z kilogramami i za każdym razem waga spadała do 80,4 kg. Wyobraźcie sobie jak ja się denerwowałam kiedy i tym razem zobaczyłam 80,4 kg ... na szczęście już dzień później było mniej :D.
Dieta dietą ale i tak wiem, że tym razem udaje mi się zrzucać kilogramy dzięki intensywnym ćwiczeniom i sposobem w jaki je robię. Skupiłam się na interwałach i robię dużo więcej ćwiczeń aerobowych. I to działa!
A mam koleżankę, która chyba zazdrości bo nic ostatnio z sobą nie robi, waży podobnie do mnie, wiele razy próbowała się odchudzać ale cóż ... ona uważa, że dieta wystarczy. Ma swoją teorię i tyle. Według niej ja przeginam bo "przyzwyczajam organizm do ćwiczeń a nie do zrzucania kg". Ehh .. a może to zwykła zazdrość? Że mi się chce (choć akurat dziś mi się nie chce ;-P ) codziennie wykrzesać choć pół godziny na ćwiczenia, mimo że mam dużo zajęć i mało czasu na cokolwiek?!
No nic, koniec marudzenia, jeszcze mnie dziś czeka 200 brzuszków, jakieś ćwiczenia na ręce no i 20 min na stepperze :) ... kolejne bo już jeden trening dziś zrobiłam :)))
Pozdrawiam Was świątecznie w NASZYM Dniu :) życząc aby każdy dzień w roku był NASZ!