Jak to jest, że człowiek skazuje się na autodestrukcję. No bo jak inaczej można nazwać obżeranie się słodyczami batonami i innymi syfami. Gdzie jest źródło tego ciągłego łakomstwa i gdzie jest źródło mojej silnej woli i słabej wiary w siebie. Zaczęłam właśnie zastanawiać się nad tym wszystkim. Czy to jest kwestia genów, charakteru, wychowania, przeżyć w dzieciństwie. Dlaczego inni odnoszą sukcesy a ja tak szybko się wypalam i nie mam siły na dalszy bieg w maratonie? Jak poprzestawiać sobie wszystko w głowie i uwierzyć w siebie. Czasami mam wrażenie, że inni są dla mniej surowi i krytyczni wobec mnie niż ja sama. Całe życie niezadowolona ze swojego wyglądu podążająca za ideałem. Tak tylko co jest właściwie ideałem. Czy faktycznie te magiczne cyferki w BMI czy innych tego rodzaju matematyczno- magicznych wzorach( jak dla mnie magicznych bo jestem z wykształcenia polonistą) to pełnia szczęścia i właśnie mój ideał. W jakiś dziwny nastrój wpadłam ale nie załamkowy o nie. Raczej próbuję znaleźć jakieś alternatywne źródło motywacji do walki z samą sobą. No właśnie poraz kolejny pojawiają się słowa do "walki z sobą" Owszem lepiej się czułam 15 kilo temu ale to wciąż byłam ja, tylko w trochę mniejszym tłuszczowym ubranku. Jak inaczej nazwać to co chcę zrobić a nie tylko "Walką z Sobą" i swoimi słabościami. Łatwo powiedzieć psychologowi. Postaraj się siebie polubić tylko jak to zrobić skoro przez 30 lat miało się tylko momenty sympatii do samej siebie.
A może to jest właśnie pomysł. Wyrzucenie z siebie wszystkiego, zanczy się wszystkich ponurych myśli i słabości na zewnątrz w nadziei, że jest po drugiej stronie ktoś kto świetnie rozumie o czym mówię a właściwie piszę. Poszukuję takiej osoby, która może się utożsamić z tym co wcześniej napisałam i która czuje to co ja. Może wówczas razem więce jmi a własciwie nam się uda.
kitka628
9 lutego 2010, 20:52ja też zaczynam dietę Vialii, jest naprawdę super po 5 dniach, a jak czytam twoje opisy, to jakbym siebie widziała- walka przez rok i 80 jak było tak jest... teraz wierzę, że zmienię nawyki i tobie też tego życzę!
RubiGrubi
9 lutego 2010, 16:01że takich jak my jest znacznie więcej. Niby wszystko się zgadza-cudny mąż i wspaniałe dzieciaki, ale zawsze gdzieś tam telepie się uczucie, że czegoś brakuje. Wiary w siebie? Samoakcetacji? Miłości własnej? Moi dalsi i bliżsi znajomi odnoszą sukcesy, cieszę się razem z nimi a jednocześnie nie wierzę, że mnie się uda. Kiedy ważyłam 20 kg więcej byłam tak ja Ty, dokładnie tą samą osóbką tylko w większej otulinie tłuszczu. Czy jestem inna, nowa, lepsza czy udoskonalona dzięki utracie tłuszczu? Nie, jestem tą samą zakompleksioną dziewczyną co kiedyś...
NieTak
9 lutego 2010, 15:30ja też tak mam, ale teraz walczę od tygodnia i mi się udaje;] nie jem żadnych batonów, czekoladek, czy chipsów... zobaczymy co będzie dalej;] nie odmówię sobie tylko pączków we czwartek, bo to taka domowa tradycja;] no myślę, że Tobie też się uda, chociaż ograniczyć je do minimum i zastąpić ewentualnie "zdrowszymi" :) trzymaj się:)