I znowu dawno nie pisalam, w pracy jest w miare co robic, wiec nie bardzo mam czas ;) Weekend to byla dietetyczna tragedia, nawet nie ma co mowic. Wczoraj mialo byc juz idealnie, ale tez sie nie udalo - po pracy pojechalam czatowac pod Sheratonem na reprezentacje Holandii (za namowa i w towarzystwie Lubego). Udalo mi sie dostac do srodka do hotelu, a konkretniej do hotelowej restauracji, juz nie bede sie rozpisywac jak ;) pilkarze przechodzili doslownie 3 metry ode mnie, no ale wada taka, ze jak juz sie siedzi w restauracji, to trzeba cos zamowic - pozarlam pyszna salatke, ktora niestety nie byla zbyt dietetyczna ;)
A jeszcze w tym tygodniu Boze Cialo - mam problem z trzymaniem diety w dni wolne, jakos tak wiecej pokus. No nic, mam nadzieje, ze jakos sie do slubu wyrobie z tym odchudzaniem ;)