Poooooowróciłam z tygodniowej laby, a dokładnie z tygodniowego Dnia Dziecka. Było tucząco, serio. Co prawda nie potrafiłam już zjeść tyle co kiedyś, a jak zjadłam za dużo pizzy (w pierwszy dzień laby) to całą noc wymiotowałam. Jeej, mój organizm jest mądrzejszy ode mnie Tak czy inaczej było niezdrowo i niedietetycznie
Taka impreza kosztowała mnie + 0,4 kg. Mogę z tym żyć. Serio bałam się, że jak ustanę na wagę to łup efekt jojo, a tu tak delikatnie, fajnie
Od wtorku znów jestem na diecie oczyszczającej (wersja kalafiorowa, mniam!). Namówiłam też mojego D. do walki Oczywiście on tylko tydzień musi wytrzymać, bo psychicznie z nim nie wyrobie dłużej " Dlaczego tu nie ma mięsa?", "Wypiłem już 1,5 wody mineralnej, chce się napić gazowanej !", "Ja na tej diecie zniknę! " <-on ma nadwagę (wg. BMI), więc z tym znikaniem tylko straszy... chyba, że chodziło mu o to, że zniknie na kilka dni i wyprowadzi się do mamy
Tak, czy siak jest nieźle. Będę mieć okres co też mogło mieć wpływ na mój tydzień laby ale już mi faza przeszła i działam dalej !
A czy Ty jesteś gotowa na walkę ?