W sumie nie do końca się martwię tym kg bo właśnie przylazła @ ,więc myślę że za dzień dwa już zejdzie ta nadmiarowa woda. No ale niestety nie bez znaczenia był zeszłotygodniowy brak ruchu spowodowany wybitym palcem. Co prawda już w czwartek byłam z powrotem na basenie ,ale palec jeszcze bolał na tyle że po 10 basenach zrezygnowałam. Bo nawet nie o ból chodziło – już był minimalny – ale takie miałam wrażenie ,że mi znowu wyskoczy z tego stawu. Ale nie wyskoczył i ogólnie wszystko dobrze tylko z tego wszystkiego moja aktywność ograniczyła się do poniedziałkowego biegu tylko w zasadzie. Za to w weekend nadrobiłam koncertowo. W sobotę po obiadku skoczyłam z sąsiadami na rower – 22 km ,całkiem nieźle jak na pierwszy raz po zimie ,niestety tyłek to mocno odczuł. Oprócz roweru w sobotę także tradycyjny spacer z psem, 6.75 km. W niedziele miałam ogromna ochotę znowu wskoczyć na rower ,ale nie dało rady – pupa musi jeszcze z jeden dzień odpocząć. Dlatego w niedzielę wybrałam troszkę dłuższy spacer z psem (8 km) ,a później postanowiłam pobiegać. To była zaległe bieganie z piątku ,bo sąsiedzi nas na małego grilla zaprosili. Wybiegałam sobie 6.5 km ,wyszłam o 19 tej i już naprawdę sympatycznie się biegało – w sensie upał zelżał. Promocja jest taka ,że jeszcze się komary nie wylęgły maksymalnie. A na dobranoc skoczyliśmy na basen. No tez nie szalałam ,bo i spacer i bieg trochę ten palec zruszał i znowu miałam wizje że sam z siebie wyskoczy. Wyszło 40 długości w 38 minut– nie ma szału ,ale tez nie ma tragedii. <?xml:namespace prefix = o ns = "urn:schemas-microsoft-com:office:office" />
Sporo tez ze sobą rozmawiałam w łikend :)))). Jakoś takie pokłady mega motywacji znajduję na nowo. W sumie właśnie dzięki temu poszłam w niedzielę pobiegać. Nie chciało mi się kompletnie. Ale jakiś taki filmik mi w łapy wpadł ,w sumie nic o czym bym nie wiedziała. Ale taki sumaryczny przekaz był taki ,że nie można marnować żadnego dnia bo będziesz tego żałować. I w sumie miałam milion wymówek ,że niedziela ,że gorąco, że nie ta kwadra księżyca. A po obiadku się na chwilkę położyłam żeby mi się troszkę „ułożyło”. Strasznie nie mogłam się podnieść z tej drzemki. Mąż mnie przywitał hasłem „witaj niedoszły biegaczu” ,ja na to jak niedoszły ,on że przecież miałam biegać a śpię. No jak mnie aktywowało natychmiast. Orzesz ty – pomyślałam. Troszkę poklejona ubrałam się i poleciałam. Po tygodniowej przerwie trudno mi było się rozpędzić ,ale 6.5 km to całkiem spoko wynik. A od dziś już ostro się zabieram zarówno za dietę jak i aktywności. Mam nadzieję ,że wieczorem pobiegamy.
Menu na dziś:
Tarta razowa z salami i prawdziwkami. 2 male trójkąty ok. 400 kcal
Sałatka z tuńczykiem 1 porcja (tuńczyk konserwowy w sosie własnym, kapusta pekińska – ½ głowy, papryka żółta, groszek konserwowy, ryż brązowy ,jogurt naturalny) ok. 200 kcal
Pomarańcze 2 szt. ok. 212 kcal , pieczywo ryżowe 3 szt. 120 kcal
Porcja zupy pomidorowej ok. 152 kcal
Po treningu jajko na miękko ok. 80 kcal
Wychodzi mi 1164 kcal – czyli cos jeszcze trzeba będzie dorzucić na obiad ,ale to już zaimprowizuję bo pomysłu na razie nie mam.
holka
30 maja 2014, 15:39Wciąż jestem pod wielkim wrażeniem Twojej ilosci aktywności fizycznej....i coraz bardziej przeraża mnie to,że bez tego ani rusz schudnąć się nie da...a przynajmniej nie mozna mieć siły ani wysportowanego ciała....Podziwiam Cię,że mimo "popsutego palca" tak wiele potrafisz uprawiać sportów!
MllaGrubaskaa
27 maja 2014, 12:47Ładnie Cię mąż zmotywował do biegu :))
Pokerusia
27 maja 2014, 11:03oj chyba muszę też sama z sobą porozmawiać bo jakas taka nie chęć do wszystkiego we mnie wstąpiła:/
MIPU91
27 maja 2014, 01:32wahania wagi to norma:] nie ma co się zamartwiać :] i ćwiczyć w kontuzji niezły wyczyn;]ja też weekend koncertowy;]
Mileczna
27 maja 2014, 12:51zamartwiać się nie zamartiam ,no ale też nie moge tego lekcewazyć. oczywiscie moze to byc glownie zaslóga @ ,ale ja nie byłam świeta przez ostatnie 2 tygodnie przed ważeniem :)
Kenzo1976
26 maja 2014, 23:24No i pobiegłas :)))
mirjam
26 maja 2014, 19:59noo...z wybitym palcem biegać to szacun,nie dajesz się:)
vicki267
26 maja 2014, 13:45No jak na skontuzjowana kobiete to poszalalas z ta aktywnoscia pieknie:) ja mam podobnie jak mi wejdzie len w zadek i nie moge sie zebrac to tez wystarczy jeden komentarz meza tylko ze on jak ja cwicze to musi dzieciakami sie zajmowac wiec po takim hasle zawsze dluzej sobie trenuje zeby sie z dziecmi bardziej zrzyl haha;)))
sempe
26 maja 2014, 09:16Ale intensywny weekend miałas:-) też nie cierpię tych polykanych owadów:-)
ulawit
26 maja 2014, 09:07Piękne aktywności, cieszę się że udało się pobiegać i paluch na to pozwolił :) Świetnie, że mimo niechciejstwa udało Ci się zmobilizować :) Miłego dnia!
monka78
26 maja 2014, 09:07bardzo aktywny ten weekend, komary się pojawiły ale mało :)
Niecierpliwa1980
26 maja 2014, 08:39masa komarów i much wszelkiej maści- z biegu nie wracam głodna :-)))))
Mileczna
26 maja 2014, 08:51No jest ich juz sporo ,ale to co mnie goniło w zeszłe lato to były normalnie całe stada - więc jeszcze jest ok :)
Niecierpliwa1980
26 maja 2014, 08:54Z moich obserwacji wynika,że w tym roku mamy prawdziwe oblężenie robactwa - do domu pchają się muchy ,jak słonie,a w lesie niezliczone ilości komarów i muszek...bleee.No i kleszczy bardzo dużo-a ż dziwne,ze jeszcze nie złapałam,chociaz kleszcze to mnie nie lubią i omijają raczej- nie smakuję im ;-))
Mileczna
26 maja 2014, 08:57No to raczej mega szczęście ,że im nie smakujesz. U nas jeszcze nie ma prawdziwej tragedii. W lesie w sumie jest sucho nie ma się to chyba gdzie legnać. W zeszlym roku w maju i w czerwcu padało ,więc całe polany były pozalewane i komarów i much narobiło się tyle że juz w końcem czerwca nie było wstepu do lasu. no zobaczymy jak to bedzie teraz :)
Magdalena762013
26 maja 2014, 08:13Ale sportowy weekend. Moglabym Ci wkleic mlodszego syna, to patrzylby na Ciebie jak w obrazek i probowalby Ci dorownac. Jestes jak cyborg:) (w pozytywnym znaczeniu tego slowa). A tekst meza - haslo miesiaca!
Mileczna
26 maja 2014, 08:25WOW :) no dzięki bardzo!