No niestety lipcowy urlop jednak rozchwiał mój treningowo/dietetyczny tryb. I już jakoś tak na 100% na dobrą drogę nie wróciłam. Na dobrą sprawę znowu jakoś walczę ze sobą codziennie. Może tak bardzo nie powinnam się martwić bo zaczynam wygrywać. W sumie kryzysy są wpisane w scenariusz każdej walki...trzeba to przeczekać i nie dopuścić do jakiegoś dalego idącego rozluźnienia. Wracam zatem do osiagania małych sukcesów...a w efekcie i tych wielkich.
Wczoraj był basen i 1,5 km! Znacznie szybciej pływam :)) I stwierdziłam ,że te 60 długości nie wykańcza mnie jakoś masakrycznie. W zasadzie wychodzę mocno spełniona z tego basenu :)) Ale nie o tym chciałam. Po drodze na basen zgarniałam męża od kolegi co prowadzi taki letni bar parasolowy : fryteczki ,hamburgerki itp. Strasznie byłam głodna...a tam te frytki tak pachną...i normalnie nic:) Całą drogę jak tam jechałam to się martwiłam jak ja sie tym frytkom oprę. Ale na miejscu stwierdziłam - no bez przesady..nie takim się opierałam. To już jest chyba jawny dowód na to ,że wracam do siebie. Gorzej z bieganiem rano - ale może i to wróci :))) Bo naprawde dawało niesamowite efekty.
Zatem maksymalnie do dzieła. Jest nowy miesiąc i to jest nowa szansa...a za 31 dni sprawdzamy efekty...i jestem pewna ,że beda piorunujące - tylko nie odpuszczać!!! Jestesmy już tak daleko...i tak blisko celu :)))
Skania79
3 sierpnia 2013, 20:41NIe takim się opierałam... A jak!!! Twarda sztuka, nie żadne pitu, pitu :)))
sloneczko1990
1 sierpnia 2013, 17:43Trzymam za Ciebie cały czas kciuki!
lovecake33
1 sierpnia 2013, 16:14Nie odpuszczaj! Pędź, biegnij! A za 60 basenów - wielki pokłon z szacunku u mnie!
kalcia1988
1 sierpnia 2013, 11:51Bardzo się cieszę, że potrafisz tak szybko zdać sobie sprawę z tego, że coś jest nie do końca tak jak powinno być...łatwiej to ogarnąć szybciej niż później i Tobie się to uda;)
gruszkin
1 sierpnia 2013, 10:42Motywacja zwrotna jest przynajmniej dla mnie silniejsza niż taka "normalna" bo jak kogoś motywuję to przecież sama nie mogę zawalić, bo zawiodę nie tylko siebie ale jeszcze te motywowane... masło maślane wyszło, ale wiesz o co chodzi.
schmetterlingjojo
1 sierpnia 2013, 09:52piekne podejscie.-) kto jak to, ale ty wygrasz kazde male i wielkie wyzwanie:-)
gruszkin
1 sierpnia 2013, 09:51Ale takie myślenie, że już się prawie osiągnęło cel jest na granicy niebezpieczeństwa, bo zaczynamy czuć komfort psychiczny i mimo woli zaczyna się pewne rzeczy odpuszczać, pomału niezauważalnie a jednak. Sztuką jest nauczyć się balansować na tej cienkiej linie i tobie się to udaje. Motywujesz mnie ostatnio niesamowicie i nie tylko ostatnio, ale ostatnio potrzebuję tego bardzo, oj bardzo. A wieczorem chciałabym czasem pobiegać, ale zawsze znajdę jakieś ale.... a to byłoby dobre uzupełnienie treningów.
ruda19888
1 sierpnia 2013, 09:27i tak blisko celu ... :::):):):)
TymRazemUdaSie
1 sierpnia 2013, 08:22powodzenia;)
Karo8912
1 sierpnia 2013, 08:15Wiesz ja właśnie też to zauważyłam, że jak pozwoliłam sobie na jakieś cisto, czy słodką bułkę raz to później coraz gorzej, trudniej sobie odmówić. I pojawia się głupie myślenie, że przecież ćwiczę to spalę. I do końca nie wróciłam na dobrą drogę.