MOŻNA :)))) Raczej należałoby sie zastanowić czy poprzez bieganie można pokochać na nowo życie...ale nie wychodźmy poza orbite własnego umysłu :))) Chociaż to jest tak naprawde sedno całej sprawy => życie jest jak jazda na rowerze: trzeba stale być w ruchu aby nie stracić równowagi!!!
Jakiś czas temu się żaliłam ,że awans mi przeszedł koło nosa...od dwóch tygodni chodziłam do tej pracy jak za karę. A w gruncie rzeczy ja kocham to co robię. Po to wlasnie były studia...jedne , drugie, trzecie żeby być tu gdzi jestem. Zdaje się ,że zachowałam sie jak smarkacz co nie dostał lizaka. No wstyd mi bardzo. Może faktycznie było za wczesnie - dobra w to nie uwierzę :))) Ale mimo wszystko gnam do przodu, jak nie tu to gdzies indziej zostanę prezesem :)))))))))))) Póki co na nowo odnalazłam radość w tym co robię i dobrze mi z tym!
Tak sobie troszkę patrzę oczami na zeszły rok...i nie wiem w ogóle jak ja dałam rady przejśc przez te wszystkie wielkie wydarzenia bez solidnej dawki endorfin! Ślub...szumna dumna reorganizacja struktur w życiu osobistym i zawodowym....a na samym początku to w ogóle przeprowadzka. Jakim cudem to wszystko przeżyłam z jako taką jasnością umysłu nie biegając, nie pływając, nie jeżdżąc na rowerze...no spacery z psem czasem. Odpowiedź niestety jest dość prosta - przeżyłam to jedząc . Czy ten rok jest inny? No jasne ,że inny!!! Kłopotów jak każdy mam swoja dawkę. Z różnych stron...ale zabijam to wszystko ENDORFINAMI :))))) Dziwne to ,że takie retrospekcje nachodzą mnie w połowie roku a nie jak każdego przy sylwestrze. Ogrom pracy jeszcze przedzemną ... ale jak tak sobie patrze na to wszystko to czuje się już zwycięzcą. Oczywiście ,że ogrom pracy jeszcze przedemną. Jednak jest tylko kwestią czasu kiedy osiagne swój cel. Póki co moim największym osiagnięciem jest zmobilizowanie się do porannego joggingu. Biegam rano tak mniej więcej od miesiąca i kurcze jakoś nadal nie moge w to uwierzyć. Czasem to mi sie nawet wydaje ,że opowiadam o kimś innym - przeciez ja kocham spać. I tak wychodzi na to ,że szczerą miłościa darzę tylko mojego męża...bo jedzenie i spanie całkowicie zdradziłam z bieganiem - i to jest moja obecna miłość. I mam nadzieje ,że ten związek będzie trwały, wiecznie trwały i baaardzo długotrwały. Chociaż dzisiaj idę na basen :)))))
Edit: mam wrażenie ,że w kółko nawijam o bieganiu
holka
13 czerwca 2013, 12:37Obiema rekami pospisuję się pod tym co napisała kalcia1988 :) ... wciąż zadziwia mnie to że bieganie można pokochać ;)
gruszkin
12 czerwca 2013, 15:41Ale to pozytywne i zarażające nawijanie, nawijaj dalej, bo cudnie nawijasz, zwłaszcza jak się pamięta jakie miałaś opory. I zacznij już myśleć co zrobisz zimą, może warto zainwestować w bieżnię, to nie to samo, ale bieganie rano przy kilkunastostopniowym mrozie, albo listopadowym wietrze..... Super, że nabrałaś dystansu do awansu.
anuszka1981
12 czerwca 2013, 12:01biegałabym, tylko muszę jeszcze trochę schudnąć i kupić sobie stanik, bo mam duży biust i już keidys sobie go stłukłam...
kalcia1988
12 czerwca 2013, 11:59Kochana wspaniały wpis...daje do myślenia. Gratuluję Ci z całego serca tego co już osiągnęłaś i życzę dalszych sukcesów bo jak mawia MisterCube najważniejsze jest by dziś być lepszym od siebie samego wczoraj:) POdziwiam Twoje zaangażowanie i przede wszystkim to, że potrafisz się przełamać, że potrafisz wygrać z samą sobą:) Pozdrawiam cieplutko:))
briget1983
12 czerwca 2013, 11:33Życzę długiego i udanego związku, bez zgrzytów:)
schmetterlingjojo
12 czerwca 2013, 11:25bo tak naprawde juz zwyciezylas:-) odkrylas i pokochalas inna jakosc zycia i co najwazniejsze, idziesz nowo obrana droga konsekwentnie i do przodu:-) nic, tylko sie zapatrzec mocno na ciebie i brac przyklad:-)
tuti83
12 czerwca 2013, 10:42:) cieszę się że pookładałaś sobie i zmieniłaś podejście do pracy :) w końcu spędzamy przy niej sporo czasu ;) trzeba się czuć dobrze :)
Pokerusia
12 czerwca 2013, 10:34fajny, pozytywny, mobilizujący wpis;-) zaprzyjaźniam się z bieganiem od jakiegoś czasu a czy pokocham? mam nadzieję,że tak;-) pozdrawiam