Tak, znowu sama siebie zwyciężyłam i 5:05 już przerabiałam z radością nóżkami. znowu zauważyłam problem z trzymaniem tempa...bardzo sie tym nie przejmuje bo rano mam mało czasu więc 10 km nie przebiegnę - ale muszę zacząc zwaracać na to uwagę bo faktycznie przy dłuższych dystansach natychmiast spuchnę.
Dziś postaram się króciutko. Tylko się z wami podzielę zaskakującym odkryciem. A mianowicie ,że już nie jestem jedzenioholikiem...a nawet jeśli jest się nim już do końca życia to wymieniłam nieodparta chęć nażarcia się na nieodparta chęć pobiegania. W przykrej atmoswerze to wszystko odkryłam bo posprzeczałam się z mężem. Bardzo żadko się kłócimy...i ja tego absolutnie nie cierpie. Zamiast się rozryczeć jak porządna baba to ja to potem wszystko tłamsze w sobie i generalnie mega stres. Ale wczoraj pierwszy raz kompletnie nie miałam ochoty ani rzucic sie na czekoladę, ani zrobić dokładki pysznego objadu ani nic. Dodam ,że pora była późna więc w brzuchu już mi sie mocno przeluźniło. Miałam za to przeogromną ochotę iść pobiegać. I gdyby nie to ,że zabałam właśnie późnej pory - mam ostatnio jakąś schizę że mnie na tym bieganiu napadną. No w każdym razie dobrych parenaście minut się przekonywałam że nie będę w środku nocy bigać nawet jak mieszkamy w malutkim garwolinku. Sprzeczce to co prawda nie pomogło...mnie troszkę tak. Pobiegałam więc rano...ale to juz nie ze złości z potrzeby. Ech...
I jeszcze kila słów o Chantel Hobbs i jej książce "Nie używaj słowa dieta". Zapomniałam dodac ,że pozycja podpowiedziana oczywiscie przez niezawodą Gruszkin. Ponieważ wczoraj pogoda była albo "do baru" albo pod kołderkę z książką ...wybrałam opcję z kołderką. I nim się całkiem ściemniło już byłam w połowie. Zdecydowanie polecam ta pozycję każdemu kto jest na poczatku drogi. Kiedy jeszcze nie wie się na 200% ,że pokłady motywacji wystarczą na długie miesiące walki. Napisana w bardzo amerykańskim stylu...ponadto sposób motywacji troszke przypomina mi "Rozmowy z bogiem Noela Walscha" - no napewno kwestia osobistego odbioru. Do mnie nie do końca to trafia. Ale nie jest to glówny temat ksiazki. Chantel nie tylko opisuje w ksiażce swoja historię - która sama w sobie jest motywująca - ale dzieli się wszystkim czego chciała i musiała sie dowiedziec aby osiągnąc sukces. w zasadzie żadne odkrywanie ameryki ćwiczenia + racjonalne odzywianie. Dlatego uważam ,że dla kogoś kto jest na początku drogi może to być fajny drogowskaz...porcja motywacji. W książce jest tez program treningowy itp...napewno dokończe ja czytać i polecam.
MargotG
29 maja 2013, 07:30ja właśnie słowo dieta próbuję wyplenić z mojego słownika... ale to nie zawsze działa. Powinnam częściej ćwiczyć mózg, to może mi się przestawi ;) Pozdrawiam Cię Poranna Biegaczko !
Skania79
28 maja 2013, 20:22Właśnie... zninął niepohamowany apetyt- to niesamowite! Nie ma napadów głodu wieczorem, nie ma smaka na taką, czy inna przekąskę, można nie jeść słodyczy! Jak dobrze!
tuti83
28 maja 2013, 17:42Nie znam tej ksiażki ale z tego co piszesz to właśnie mądre rzeczy tam piszą :) ja wszystkim zawsze mówię zeby nie przechodzili na DIETĘ a zmienili styl życia na zdrowy. No i niezmiennie podziwiam za biegi , samozaparcie, i konsekwencję :)
holka
28 maja 2013, 12:47A propos kłótni gruszkin chyba znowu ma rację hihi...naprawdę super,że tak przestawiłaś swoje myślenie z obżarstwa-na jedzenie...to WIELKI sukces...nikt Cię nie napadnie bo mu uciekniesz...ale po nocach i całkowitych chaszczach to lepiej nie ryzykować...
raznazawszee
28 maja 2013, 11:20Kochana jesteś dla mnie wzorem w bieganiu.. Ja wczoraj poszłam biegać, ale szybko złapałam zadyszkę więc stwierdziłam że szybki marsz też jest dobry.. może za jakiś czas będę miała większą kondycje i dam radę biegać.. na razie lekki trucht i szybki marsz wchodzą w grę..
schmetterlingjojo
28 maja 2013, 10:01z ta dieta to swieta Prawda- to styl zycia, ktorya juz z nami musi zostac na zawsze. a z ta jedzenioholiczka jest tak (jestem madra po hipnozie i czytaniu pawlikowskiej_ potegi podswiadomosci): dla naszej podswiadomosci opcja jedzenia w stresie, ukojenia nim, pocieszenia, byla jedyna znana i dobra metoda. a ty nauczylas ja, ze istnieje inny, lepszy sposob. to wszyskie wpadki i kryzychy, ktore byly, nawet jezeli tylko myslowe, to bylo przekonywanie nas przez podswiadomosc, zeby wrocic do starego, bezpiecznego. ty sie nie dalas raz, drugi, trzeci. zaczal mijac czas , no i biedaczka skapitulowala. uznala za sluszna nowy styl nadany przez ciebie:-) BRAWO: JUZ NA PRAWDE NIE JESTES JEDZENIOHOLICZKA:-)
gzemela
28 maja 2013, 09:57Też zauważyłm, że ćwiczenia działają na mnie odstresowująco. Nawet postawię tu odważną tezę, że zajęcia fitness uratowały moje małżeństwo ;)
briget1983
28 maja 2013, 09:57Ja tez mieszkam w małym miasteczku, ale się boje biegać późnym wieczorem... a ty w ogóle chyba biegasz raczej w terenie, nie? Lepiej juz rano. Motywacja super, i to że nie zjadłaś stresu to w ogóle mega:)
gruszkin
28 maja 2013, 09:29Nie biegaj po nocy. A dziś już mam nadzieję, że dobrze i szybko o tym zapomnicie. Czasem trzeba się dobrze pokłócić żeby się dobrze pogodzić.
ruda19888
28 maja 2013, 08:11wow fajnie że biegasz.
sectet
28 maja 2013, 07:57gratuluję mobilizacji do biegania!!
Maarzenaaa
28 maja 2013, 07:47kwestia*
Maarzenaaa
28 maja 2013, 07:47hehehehe, nie martw się, pogodzicie się to kwestoa czasu, a przeczuciom lepiej ufać ;-)