Witajcie Chudzinki :*
Tak jak myślałam nie jest dobrze. Weszłam przed chwilą na wagę i zobaczyłam największą cyfrę w całym moim życiu... 74,5. Jeszcze nigdy tyle nie widziałam. Najgorsze jest to, że chyba rozwalił mi się kompletnie metabolizm bo kiedyś mimo tygodniowego obzarstwa waga stała w miejscu a teraz? Chyba rozpedzil się pociąg ze stacji "wymarzona sylwetka" do stacji "wielkie sadlo"... w dodatku chyba express intercity...
Nie umiem nad tym zapanować. Po prostu nie umiem. I to nie est tak jak pisalyscie że nie chce mi się. Chce mi się bardzo tylko nie umiem wygrać z psychiką. Naprawdę mam dość tego życia. Zero celu i ambicji, zero hobby, zero znajomych. Wszystkiego wyrzekł m się dla niego. A teraz zostałam sama jak palec. W totalnym dole. I nikt nawet nie stara się mnie zrozumieć, wszyscy tylko mówią że narzekam. Naprawdę mam dość mojego beznadziejnego życia.
Mierzenia nie robiłam bo po co się jeszcze dodatkowo nakręcac. Na koniec motywacje...
Tak powinno być:
A to coś co trzyma mnie przy życiu. Na porodowej zawsze się wzruszam kiedy mężczyźni płaczą ze szczęścia. Wtedy jeszcze wierzę w prawdziwą miłość. Poród to niesamowity moment. Ja doświadczam tego codziennie w szpitalu a wam życzę żeby każda miała swój wymarzony poród i żeby mogła zobaczyć tak zakochanego mężczyznę...
Trzymajcie się.
byckobietaa
23 lipca 2014, 14:33kochana ja jestem cały czas z Tobą. ja też kilka razy podchodziłam do odchudzania. wreszcie przyszedł ten moment, gdzie waga w moim przypadku pokazała 78kg i powiedziałam sobie, że nie mogę więcej tyć. zrobiłam sobie kartkę z tabelą w której zapisywałam codziennie np. ile ważę (mnie akurat codzienne ważenie nie dołowało, tylko jak widziałam wzrost wagi, to starałam się jeszcze bardziej; tym bardziej, że jak przechodzisz na dietę, to waga na początku baaaaardzo szybko spada :D więc jest ogromna motywacja), czy wypiłam 2l wody, czy się wypróżniłam danego dnia, ile czasu jeździłam na rolkach (bo dla mnie była to frajda, a przy okazji chudłam), czy trzymałam się diety itp.itd. wpisać możesz sobie wszystko co chcesz :) trzymam mocno kciuki i czekam na kolejny wpis, w którym napiszesz jak Ci idzie :)
Catalunya
23 lipca 2014, 13:17Pamiętaj jedno - nie TY pierwsza i nie ostatnia dostałaś od życia po tyłku (uwierz moja droga, że może być gorzej); znajomi dzisiaj są, jutro zapominają ... bezwarunkowo Kocha Ciebie tylko rodzina, a ona będzie zawsze niezależnie od tego, jak będzie źle - także głowa do góry bo wcale nie zostałaś sama. Zastanów się, w który pociąg chcesz wsiąść i gdzie nim dojechać, tym bardziej że 74,5 kg to waga która powinna zmobilizować do szybkiej decyzji :) Pozdrawiam
grubaokularnica
23 lipca 2014, 09:28Głowa do góry, spinaj poślady i do pracy ! :) Będzie dobrze, wierzę że Ci się uda, tylko musisz chcieć :) Trzymam kciuki, powodzenia! :D