Dawno mnie tu nie było. Niestety, powodem jest to, że trochę sobie odpuściłam. Ale nie zrezygnowałam całkowicie, dlatego też jestem z powrotem :)
Wcześniej miałam motywację pod postacią wyjazdu w góry. Było fantastycznie!!! Przeszliśmy górami od Świeradowa Zdroju do Karpacza śpiąc po drodze w Chatce Górzystów, na Szrenicy i w Domu Śląskim pod Śnieżką. Pogoda rewelacyjna, widoki przepiękne, towarzystwo udane. I wielka radość każdego dnia, pomimo zmęczenia.
Chciałam po powrocie podtrzymać aktywność fizyczną, żeby nie zmarnować tego, co udało mi się wypracować w górach. Próbowałam jogi, marszów będących wstępem do biegania, pilatesu, gimnastyki, ale zazwyczaj na dwóch, czasem trzech takich zajęciach się kończyło. Z jedzeniem też bywało różnie. Czasem jadłam zdrowo, czasem zupełnie odpuszczałam. Do ostatniego tygodnia. Co takiego się stało? Otóż:
znalazłam apilikację FatSecret na telefon (zlicza kalorie, ćwiczenia, każdego dnia pokazuje bilans),
poszłam na basen!
Korzystałam już z różnych aplikacji, ale dopiero powyższa naprawdę mi się podoba. Przejrzysta, łatwa w obsłudze, ma sporą bazę produktów i tylko szkoda, że sama nie zlicza kroków. Dzięki niej widzę, ile zjadłam, ile mogę jeszcze zjeść i nie podoba mi się czerwony kwadracik, który się pojawia przy przekroczeniu liczby kalorii, co jest dodatkową motywacją ;) Ponadto aplikacja pokazuje ile w danych potrawach jest węglowodanów, tłuszczy i białek, co pomaga zrównoważyć dietę pod tym kątem. I podoba mi się to, że aplikacja bierze pod uwagę PPM i “każe” jeść 1900 kcal, a nie 1200 (jak wiele tego typu programów).
A jeśli chodzi o ćwiczenia, to w środę poszłam na basen. Bardzo fajnie się później poczułam, więc postanowiłam w piątek po pracy też się wybrać. Strasznie mi się nie chciało, bo było już po 21, ale stwierdziłam, że pójdę, choćby nie wiem co i jeśli mi się nie spodoba, to najwyżej będę wybierać inne dni i godziny. W drodze na basen każdy krok był tym, przy którym zastanawiałam się, czy nie zawrócić - nie pamiętam, czy gdzieś kiedykolwiek szło mi się tak ciężko. Pocieszał mnie tylko fakt, że jak gdzieś się nie chce pójść/pojechać, to często jest wtedy najlepsza zabawa. I nie pomyliłam się! Świetnie się pływało, a potem czułam się zmęczona, ale lekka i szczęśliwa. I tak oto basen stał się MOIM sportem! Początkowo planowałam tam chodzić raz w tygodniu, teraz wiem, że będą to minimum 2 razy, jak nie 3 (a byłoby pewnie więcej, gdyby nie koszty).
Po tym tygodniu udało mi się zrzucić 0,8 kg, a w stosunku do tego, co było przed górami - 0,3 kg. A być może więcej, bo jestem aktualnie przed kobiecymi dniami. Co dalej? Dieta i basen zostają na stałe! Jak się zrobi ciepło, to dojdzie jeszcze rower <3 jako główny środek transportu. Teraz mam nadzieję na 7 z przodu przed Świętami. Został tydzień i 0,7 kg do zrzucenia. Musi się udać!
I postaram się pisać jakoś raz na tydzień o swoich postępach, bo to też jest motywujące, jak można wszystko podsumować w jednym miejscu.
Kto dotarł aż tutaj - podziwiam i pozdrawiam! Do za tydzień :)
WielkaPanda
29 marca 2015, 16:22Ja wierzę, że ci się uda. Masz parę w sobie:)