Powracam - trzeba trochę zrzucić!
Od mojego schudnięcia minęły chyba 3 lata. Przez ten czas zdążyłam skończyć studia I stopnia. Na początku studiów byłam bardzo szczupła, potem zaczęło mi się trochę tyć i znów jestem w wadze wyjściowej.
Obecnie razem z moim chłopakiem mamy zamiar się motywować. Ja chcę trochę schudnąć, on chce trochę przytyć. Moim głównym celem jest utrata centymetrów, a nie kilogramów, ale pewnie te też spadną ;) Pierwszy etap to 31.08., potem zobaczę. Mój chłopak jest 4 lata młodszy ode mnie, w styczniu będzie miał studniówkę, więc chciałabym zrzucić kilka kilo do tego czasu i to utrzymać, coby dobrze wyglądać :P
Tym razem dieta Mniej Żreć + ruch :)
A powalczę jeszcze trochę :)
Ostatnio się nie ważyłam, ale wydaje mi się, że wagę mam ciągle taką samą, ale stałam się bardziej rozlazła -.- Postanowiłam powalczyć trochę ze swoim ciałem, a są takie partie, których nie wyrzeźbię bez zrzucenia odrobiny tłuszczu... więc do ostatniej matury (23.05) zamierzam jeść mniej... może trochę schudnę... no i trzeba w końcu ruszyć tyłek i wsiąść na rower!
Ostatnio narzekałam, że nie chce mi się dietowac, ale dziś doszłam do wniosku, że jest wiosna i aż mi się zachciało! :D
Mój dzisiejszy jadłospis: Śniadanie ? kromka chleba z serkiem topionym ? 185kcal + 2 literatki mleka ? 150kcal
II śniadanie ? jogurt Jogobella - 115kcal
Obiad ? warzywa na patelnię z kuskusem, smażona cukinia ? 185kcal
Podwieczorek ? dwa jabłka ? 100kcal
Kolacja ? 2 łyżki jogurtu naturalnego z otrębami - 60kcal + pół ogórka ? 15kcal + budyń - 190kcal
I jest cool!
Tak jak mówiłam - byłam przed okresem i chyba przez to trochę napuchłam. A tak przy okazji - znów zmieniła mi się regularność cyklu. Przez ostatnie pół roku miałam okres co 35 dni, a ostatnio dostałam w 32. dniu :D mam nadzieję, że to oznaka, że wraca do siebie.
Ponadto obniżyłam ilość kcal do 1500-1600 na jakiś czas. I waga wróciła do normy... i obwód też :D :D :D
Mam już dosc diety!
Tak, tak... po prostu mam dosyć! Wiele rzeczy zmieniło się dzięki diecie, ale nie mam ochoty na ciągłe opanowywanie się :(
Trochę mi się przytyło. Ważę koło 54, chociaż nie wiem dokładnie, bo waga mi szwankuje. A poza tym jestem blisko przed okresem i mam nadzieję, że to jego wina.
Anyway, nadal jem zdrowo, z małą ilością tłuszczów, dostarczam witaminy w warzywach i owocach - ogólnie ok. W talii mam 1cm więcej, więc tragedii nie ma - dla normalnego człowieka jest to niezauważalny szczegół.
Mam plan na wiosnę/lato: kiedy będą już dostępne różne warzywa i owoce, mam zamiar jeść głównie je. Są zdrowe i niezbyt kaloryczne (warzywa to już w ogóle), więc może trochę schudnę. I hope so ;) Już marzy mi się bakłażanik czy cukinia, mniam mniam.
____________________________________
Ponadto zdaję maturę ustną z polskiego w dniu urodzin mojego chłopaka, a dodatkowo jestem pierwsza i mam na 8:00
Przyznam, że o wiele bardziej nie mogę się doczekać matury z angielskiego, bo to ona decyduje o mojej przyszłości :P A słyszałam, że Pani, która mnie egzaminuje na rozszerzonym jest spoko.
I słucha Finntrolla
Po co przechodzić na dietę?!
Tytuł ma być troszkę prowokacyjny, ale wpis wymowę będzie miał bardzo pozytywną.
Napiszę, co zmieniło się w moim życiu po diecie :)
1. schudłam - ooo tak, to zdecydowany plus. W podstawówce byłam chudziutkim dzieckiem, ale w gimnazjum zdecydowałam się przejść na wegetarianizm i bardzo niemądrze jadłam. Zamiast jeść warzywa, zboża, owoce - jadłam kluchy, makarony, pyzy i moja waga była bliska 70kg.
2. przestałam się garbić - garbiłam się głównie przez biust. Nie lubiłam go w większym rozmiarze. Ale teraz jego rozmiar bardzo mi odpowiada. Czuję się pewniej i już nie muszę przyjmować niedostępnej pozycji :)
3. mam odwagę patrzeć przed siebie - gdy byłam grubsza zawsze patrzyłam pod nogi. Teraz jest inaczej - idę wyprostowana i patrzę prze siebie.
4. zaczęłam jeść regularnie - takie zmiany dostrzega pewnie wiele z Was. Dzięki diecie posiłki są o regularnych porach i jest to zdrowsze dla nas.
5. przestałam jeść śmieci - owszem, zdarza mi się wyjść na pizzę czy zjeść batona, ale robię to bardzo rzadko. Przekąski zastąpiłam orzechami, bakaliami czy owocami. Wiem, że jest to lepsze dla mojego zdrowia i dzięki temu czuję się lepiej - wiem, co jem :)
6. nauczyłam się gotować - nigdy wcześniej nie paliłam się, by przygotowywać posiłki. Marzyłam o tym, by to mój chłopak gotował... do czasu. Do czasu, kiedy nie odnalazłam w gotowaniu przyjemności i poniekąd pasji :)
7. zaczęłam interesować się modą - nie wiem, czy jest to bardzo pozytywne, bo jednak wiąże się z wydawaniem pieniędzy ;) ale również z dbaniem o swój wygląd, więc myślę, że jest na plus. Gdyby nie to, że schudłam, pewnie nie chciałoby mi się 'stroić' przy moim poprzednim rozmiarze.
8. czuję się atrakcyjniejsza - i wiem, że bardziej pociągam mojego chłopaka, chociaż on przyznał mi się do tego tylko raz. Chyba jest mu trochę głupio, że mój spadek wagi tak na niego wpłynął :P
Pewnie innych dobrym stron jest całe multum, ale napisałam te, które najbardziej zauważyłam u siebie. Mam nadzieję, że doda to Wam jeszcze więcej motywacji i siły, by osiągnąć sukces! :)
PS. Miło, że jestem dla niektórych motywacją. Wasze słowa są naprawdę miłe. I mimo że nie jestem w 100% zadowolona ze swojej figury, to jednak przyjemnie być dla kogoś motywacją (nawet jeśli najmniejszą).
Jejku, jejku...
Przedwczoraj jadłam naleśniki z serem, wczoraj 4 pączki (dwa z adwokatem, dwa z różą), a dziś klopsy z ziemniakami (! których nie jadłam w jednym posiłku z mięsem od pół roku) i dwa krokiety (jakoś trzeba było zużyć naleśniki).
Do szkoły miałam na 9:50, a kończyłam lekcje o 11:30, więc od razu pojechałam do Lidla i jako że jest tam aktualnie Tydzień Skandynawski (czyli coś, z czym jestem silnie powiązana), kupiłam 1kg klopsików szwedzkich i duńskie śledzie. Dzięki Bogu, że nie jestem przy kasie, bo bym pół skandynawskiego asortymentu wykupiła :DA odbiegając od tematu, to przejmuję się swoim chłopakiem, bo on je same śmieci. On ma chore serce i lekarz mu kiedyś powiedział, że może nie dożyć 35., więc on ma swoje zdrowie gdzieś -.- Bardzo mnie to martwi. Co chwilę słyszę od niego, że je jakieś pizzerki, pizze, pyzy, krokiety. Wszystko bez właściwości odżywczych. Wczoraj zjadł 10 pączków.__________________________________________
Jak wróciłam, to stworzyłam taki zestaw i zastanawiam się, czym go urozmaicić.
Macie jakieś pomysły?
Muszę się za siebie wziąć !
W poniedziałek do szkoły... aktualnie ferie mi się kończą. Z jednej strony niefajnie, a z drugiej znakomicie, bo już za bardzo się rozbestwiłam z jedzeniem. A jak mam szkołę, to przynajmniej nie mam czasu, żeby coś robić często :P
Przez ferie wrąbałam 3 pizze (dziś była na cieście z mąki pełnoziarnistej, więc tyle dobrego :P), kilka porcji lodów i kilka kawałków ciasta. Nie liczę jakichś batonów itp., bo to jem rzadko i zazwyczaj dosyć wcześnie (przed 14).
I mimo że nie przybrałam kg na wadze ani cm w obwodach, to jakoś wydaje mi się, że jestem jakaś taka większa. Może dopiero teraz przyzwyczaiłam się do swojego ciała i takie już ono jest? Niemniej jednak postanawiam się za siebie porządnie wziąć - i za naukę do matury, i za rozsądne jedzenie oraz ćwiczenia.
Ahhh.... ale mi się nie chce!!!
(cóż za optymistyczne zakończenie :P)
Jak to jest u Was....
z okresem po diecie? Bo ja w sumie teraz utrwalam, więc okres tracenia kilogramów mam za sobą. Byłam na Dukanie, więc namieszałam trochę w swoim organizmie, ale większych powodów do niepokoju nie było... Jednak koleżanka, która jest po Dukanie ostrzegła mnie, żebym nie traciła za dużo kilogramów, bo jej okres zatrzymał się na pół roku przez dietę.
No i posłuchałam - schudłam tak, żeby nie mieć niedowagi. Na początku z okresem było normalnie. Cykle miałam co 29 dni, ale w grudniu (a może nawet i listopadzie) zaczął mi się ten okres przesuwać o kilka dni. Co miesiąc mam stres, że jestem w ciąży, ale z drugiej strony wiem, że raczej nie jestem, tylko ta moja miesiączka wolno wędruje. Aktualnie mam cykl co jakieś 35-36 dni. Ale to chyba taki szok po diecie... jeśli po stabilizacji mi się nie unormuje, to chyba udam się do ginekologa.
A poza tym przy miesiączce mam pralnie w żołądku :P Wszystko się w nim kręci i odzywa... dziwne uczucie.
Moje menu na dziś:
Wstałam dziś późno, więc nie miałam czasu na II śniadanie.
Śniadanie:
2 kromki chleba graham z serkiem szczypiorkowym 4% + musli z jogurtem - 400kcal
Obiad: porcja warzyw z patelni + Jogobella light - 250kcal
Przekąska: garść orzechów w miodzie + 2 wafle w pole jogurtowej - 350kcal
Kolacja: owsianka - 160kcal
No i jeszcze piłam inkę czekoladową, to myślę, że ze 150kcal miała. Wyszło trochę ponad 1300kcal, więc będę musiała jeszcze coś dorzucić. Ooo, chyba zrobię świeży soczek z jabłek i marchwi :)
Waaaalentynki :)
Wczorajszy dzień był bardzo... kuchenny :D Rano musiałam upiec chleb, potem robiłam jakieś inne żarcie. Przez cały dzień jadłam to, czego nie jem normalnie - czyli trochę niezdrowo ;) Ale myślę, że nie miało to dużo kalorii (bo np. był to naleśnik dukanowy z dżemem; wafle ryżowe). Dziś dzień proteinowy, więc o wczoraj zapominam.
Robiłam też kolację walentynkową: pizzę, ciasto + lody.
Mój genialny chłopak oczywiście przed przyjazdem do mnie musiał zjeść obiad, bo myślał 'że będzie tylko kawałek pizzy' (a była cała dla nas) ;] Ale wcisnęłam w niego tyle, ile tylko się dało :D Hahaha, chyba nie spodziewał się, że tak się u mnie nażre - w domu, w którym smaży się bez oleju; gdzie królują otręby, płatki owsiane i jogurty naturalne :)
Zadanie na ferie :D
Moja mama stara się schudnąć od prawie 20 lat (czyli od kiedy mnie urodziła), nie może wytrzymać na dietach, chciała sobie zrobic kopenhaską od poniedziałku ale jej zrobiłam wykład i zgodziła się, żebym jej ułożyła dietę :P Także to moje zadanie na ferie. Mało tego - muszę jej to gotować (bo inaczej na pewno by nie przestrzegła diety), ale akurat gotowanie kocham ;)