Szlag mnie trafił, bo napisałam posta, a się skasował.
Wróciłam z Łodzi, ważę 79.6 kg. Przytyłam ponad kilogram. Nie załamuję się, nie dziwię. To było do przewidzenia. Po takim łikendzie... Tak w ogóle było cudownie i ciężko było mi wrócić do rzeczywistości. Trochę jeździłam na rowrze.
Czuję się dzisiaj fatalnie fizycznie, w pracy wysiadła klima jest 31 stopni gorąca, jest mi słabo i chce mi się wymiotować. Do tego zderzenie z codziennością, tym co tu się dzieje dobija mnie.
Dobijają mnie również moi znajomi z miasta rodzinnego. Jestem w szoku, co się z nimi stało ostatnimi czasy, mam wrażenie, że cofnęli się do gimnazjum. Sama jestem rozrywkową osobą, ale to co oni robią to czysty popis, nie wynikający z ich natury. Za dużo widzę, za dużo słysze, za dużo analizuję. Nie mogę za wiele powiedzieć, naprawdę nie mogę. A może to podciełoby trochę skrzydła...To dobija, kiedy myślisz, że tylko Ty tak uważasz.
Dzisiaj chciałam pójść na basen, ale jestem umówiona z koleżankami, idziemy na CHIŃSZCZYZNĘ........ Być może uda mi się wrócić wcześniej, wtedy na pewno pójdę na basen.
Nie mogę zebrać się do pomiarów i zdjęcia. W końcu muszę to zrobić, bo to najbardziej ukazuje efekty.
Justynak100885
22 lipca 2013, 13:05To co przyłączasz sie? Jakies 2 wpisy wcześniej u mmnie w pamiętniku są opisane zasady ;))
Justynak100885
22 lipca 2013, 12:40Dobrze, że chociaż trochę pojeździłaś na rowerku :))) teraz wejdziesz na właściwy tor i waga znów zacznie spadać! ;)*