Ani sie nie spostrzeglam, a tu minal caly miesiac od rozpoczecia diety! I to nie tak, ze moze wypadaloby jakos go podsumowac... po prostu czestotliwosc pisania raz na tydzien jest dla mnie optymalna, a juz po kilku tygodniach jestem w stanie wysnuc wnioski na temat samego programu.
Po pierwsze: TAK, TO DZIALA! Ubylo mi troche ponad 5 kg w ciagu tego miesiaca, i szczerze mowiac, to nawet nie wiem jak :) Nie wiem jak, poniewaz moje codzinne zycie nie zostalo w jakis odczuwalny sposob odmienione przez przejscie na vitaliowa diete. Gotuje tyle, ile gotowalam wczesniej, poniewaz moje posilki zawsze przygotowywalam w domu, zeby potem biegac z kolejna torba z pudelkami do pracy. Kwestia oczywiscie, CO teraz gotuje i ILE - ale o tym w dalszej czesci. Zdaje sobie sprawe, ze jezeli ktos nie mial nawyku przygotowywania wlasnych posilkow, to dolaczenie do vitalii moze byc swego rodzaju rewolucja. Ale to naprawde krok w dobra strone. Ja kocham gotowac i piec, wiec dla mnie to czysta przyjemnosc, i w sumie nic nadzwyczajnego.
Przyznaje sie, ze jest jedna rzecz, ktorej sie obawialam. Chodzi mianowicie o moje treningi. Jestem absolutna fanka crossfitu i trenuje 4-6 dni w tygodniu, co ociera sie prawie o uzaleznienie. Sa to treningi dosc ciezkie, wiec obawialam sie, ze niska kalorycznosc planu posilkow (1600 kcal/dzien) moze odbic sie na mojej formie nie tylko w boxie, ale takze i w pracy. Obawialam sie zmeczenia, uczucia ssacego niemilosiernie glodu... Niespodzianka!! Nic takiego sie nie wydarzylo :) Na dodatek udalo mi sie pobic kilka wlasnych rekordow w ponoszeniu ciezarow i wioslowaniu w tym miesiacu. Nie udaloby mi sie to, gdybym nie byla dobrze odzywiona, prawda? Musze tez zauwazyc, ze po zrzuceniu tych kilku kilogramow nawet biega mi sie troche lzej (nadal tego nienawidze, nadal unikam jak moge ze wzgledu na kolano), a i cwiczenia z masa wlasnego ciala (pull-ups, push-ups) ida jakby troche lepiej. Disclaimer: niestety, w dalszym ciagu nie mam pull-up'a, aaaale strict push up sie udalo (nie negative, nie snakey - po prostu strict :)). Uff, jest dobrze!
Jedzenie to w dalszym ciagu mega przyjemnosc. Nie podjelabym sie tej diety, gdybym musiala wykluczac cos, co uwielbiam jesc. Dostaje jadlospisy w piatkowe wieczory. Nie ukrywam, ze co sobote rano, zanim wyjde po zakupy, spedzam ok. pol godziny na dopasowaniu jadlospisu - ale dzieki temu przyrzadzam rzeczy, ktorych wprost nie moge doczekac sie, zeby zjesc. I nie, motywacja bynajmniej nie jest ssacy niemozliwie zoladek :) Vitalia ma swietna baze przepisow, ale juz na wstepie moj dostep do niej zostal okrojony do prawie polowy - wyrzucilam marchew, brokuly i kalafior (i pare innych warzyw), poniewaz nie jadam ich. Nie wiem czemu, po prostu nie i koniec. A wydaje mi sie, ze sa one dosc czestymi graczami w przepisach. Musze tu jednak zauwazyc, ze innym czestym graczem w przepisach jest chleb - chleb, ktorego nie jadam od dobrych kilku lat. Byc moze zwiazane jest to z tym, ze mieszkam od dawna za granica, i nie da sie znalezc typowego polskiego chleba, ktory zadowolilby moje podniebienie. Kocham francuskie wypieki, ale na nich nie zajedziemy daleko :) Najlepszy chleb jaki jadlam byl w Sztokholmie, z malej piekarni The Green Rabbit. Specjalizuja sie w chlebie zytnim, wszystko co robia jest pyszne, ale krolem pozostaje Friday Special z orzechami wloskimi. Za to dalabym sie zabic. No, ale i w Amsterdamie po jakims czasie odkrylam calkiem dobre zrodlo pelnoziarnistego chleba, wiec go jem. Jak dla mnie, to jem go duuuzo. Inna ogolna sprawa dotyczy proporcji miesa do warzyw. Tu juz wiem, gdzie lezal moj blad. Ja jestem zdeklarowanym miesozerca, warzywa moglyby nie istniec dla mnie - i tak tez jadlam. Chociaz od jakichs 3-4 lat otwieralam sie na nowe jarzyny, zwlaszcza dzieki znajomym z Azji. Teraz jem warzywa, ale preferuje je konkretnie doprawione - czy to na nute tajska, czy hindusko/pakistanska. Tak tez doprawiam je, jezeli pojawia sie w vitaliowym menu. Ostrrrro!
Mialam przez chwile wrazenie, ze jedynym warzywem jakie jem jest papryka - duzo, duzo, duuuzo papryki. Nie wiem, czy zwiazane to bylo z jej sezonowoscia, ale teraz sprawdzam dokladniej, ile papryki mam kupic w danym tygodniu. Ciesze sie, ze zostaje niejako zmuszona do jedzenia fasolek, kasz - produktow, po ktore sama z siebie bym nie siegnela. Nie mam zupelnie pojecia, dlaczego wczesniej nie jadlam wiecej pora - to cudowne warzywo, ja kocham wszelkie cebulowate smaki, a por jest przepyszny. No i nie moglabym sie nie podzielic moim absolutnym odkryciem miesiaca - kasza bulgur. Omijalam ja szerokim lukiem, poniewaz nie jestem fanka kuskusu. Kuskus dla mnie nie ma absolutnie zadnego smaku (jak cukinia) a ja lubie jedzenie o wyrazistym smaku, a nie jakies wypelniacze zoladka. Bulgur to praktycznie kuskus jeden krok przed stadium finalnym, wiec nie wierzylam, ze mi zasmakuje. Totalny blad! Bulgur jest tak przepyszny, ze moge go jesc samego, nieprzyprawionego, tak po prostu. Najlepsza kasza, jaka jadlam do tej pory. Jezeli nie probowaliscie jeszcze, to nie traccie czasu, zycie jest zbyt krotkie, zeby swiadomie pozbawiac sie bulguru.
Niemniej jednak roznorodnosc moich posilkow w ciagu tego miesiaca jest imponujaca! Jezeli dania mi sie powtarzaja, to tylko dlatego, ze sama je tam wciskam - bo byly takie dobre! Jestem bardzo zadowolona z funkcjonalnosci vitalii, gdzie wymiana posilkow na inne to bulka z maslem. I nawet, jezeli zdarzy mi sie wymienic po kolei wszystkie 5 posilkow, to nie jest to zaden problem (sorry, moja dietetyczko!). Plan, ktory dostaje to swietna kanwa z dobrym szkicem - ja tylko czasami musze naniesc moje autorskie poprawki. Dobrze, ze jest funkcja, ktora pozwala na dobre wykluczyc jakas potrawe, albo tez zasugerowac, zeby jakas pojawiala sie czesciej. Klikniecie w lapke trwa sekunde, a naprawde powoduje jeszcze lepsza personalizacje profilu diety. I to tez nie jest tak, ze wyrzucam automatycznie rzeczy, ktorych nie jadlam do tej pory, badz wydaja mi sie dziwne. O, nie! Lubie eksperymentowac (w granicach rozsadku, dodatkowo, co by nie bylo, to moja praca.. :)) wiec czesto daje szanse polaczeniom i skladnikom, ktorych wczesniej nie probowalam. Czasem jest hit, czasem kit - na takie zestawienie zapraszam do kolejnych wpisow!
marszalekmagda
17 października 2016, 10:54Komentarz został usunięty
Tereenia
17 października 2016, 09:24Też jestem już miesiąc na diecie vitalii. Również wymieniam sporą część posiłków pod siebie i bardzo podoba mi się ta opcja. Lubię eksperymenty i bardzo często wypróbowuję nowe przepisy i zgadzam się: raz hit, raz kit. Masz rację, że wyłączając produkt na początku ograniczyłaś sobie sporo bazę przepisów. Ja na razie wypróbowuję inną metodę: nie wykluczyłam całego produktu, jak np. brokułów których nie znoszę, ale sprawdzam czy w daniu da się je zastąpić czymś innym. W ten sposób odkryłam kilka fajnych przepisów :-) Nie wiem jak dla Ciebie, ale mnie mocno przeszkadza jedna rzecz w posiłkach - że nie da się ich modyfikować poprzez zmniejszenie lub wyrzucenie jednego konkretnego składnika - np. masła, którego jak dla mnie jest za dużo w większości przepisów. A ograniczając je zmieniam kaloryczność całości jadłospisu i proporcje BTW. Pozdrawiam i życzę powodzenia :-)
marszalekmagda
17 października 2016, 10:35a wiesz, ze myslalam nad tym rozwiazaniem - zeby nie pozbywac sie brokulow czy marchewki i zobaczyc, czy wlasnie wewnatrz przepisu nie mozna "pogrzebac"? dobrze, ze mi mowisz, ze sprawdzilas, moze sprobuje tak od przyszlego tygodnia. A to ciekawe z tym maslem, bo ja moze przez miesiac uzylam masla dwa razy jedynie... inna sprawa, ze jest sporo produktow, ktorych uzywalam czesciej (typu slodki ziemniak, mleko kokosowe, maslo orzechowe), ktorych w ogole nie ma - dlatego czesto pytam dietetykow na czacie, albo ewentualnie sama jakos tam staram sie przeliczac zamienniki
Tereenia
17 października 2016, 10:46Czasami porcje są tak ogromne, albo mają za dużo jednego składnika (chleba, makaronu, kaszy) że naprawdę dużo zmieniam. W rezultacie wszystko wrzucam i tak do fitatu. Jest to męczące ale co zrobić. I tak dieta vitalii mi sie podoba, bo dzięki niej znalazłam sporo nowych dań. :-)
marszalekmagda
17 października 2016, 10:55probowalam z tm fitatu ale za duzo chrzanienia sie. Jak za duzo jakiegos zapychacza to po prostu nie dojadam. Ale musze przyznac, ze nie mialam tak, zeby bylo za duzo makaronu (tego jest zawsze jak kot naplakal), ryzu cyz chleba. Mnie dobijala ilosc fasolki szparagowej czy cos, porcja 200 g no nie dalo tego na raz, na dodatek z ryzem i curry... Ja glownie zmieniam przepisy dodajac przyprawy - np bardzo mdla zupe z soczewicy zrobilam na spoosb tajski (gotowalam z liscmi limonki kaffir, galangalem i chilli + sok z cytryny, i mleko kokosowe w proszku zamiast oleju i jest genialna!)
Tereenia
17 października 2016, 11:25O tak. Przypraw tez dodaję sporo. A widzisz a u mnie makaronu jest niemal zawsze za dużo jak na moje przyzwyczajenia. Ja często też na śniadanie mam 3 kromki chleba co jest dla mnie nie do przejedzenia. i właśnie te 200g fasolki czy kalafiora i do tego 70g makaronu czy ryżu. No nie da się tego zjeść w takiej ilości. Często wtedy zostaje warzywo a z makaronu czy kaszy rezygnuję albo bardzo mocno ograniczam.
mudid
15 października 2016, 19:49Robię dokładnie to samo - dopasowuję posiłki pod to co lubię i też pozwalam sobie na eksperymenty. Masz absolutną rację: raz hit raz kit, ale przynajmniej się spróbowało :)
marszalekmagda
15 października 2016, 22:00Generalnie to wiem, co lubie - i zazwyczaj dobrze oceniam, czy nowe, egzotyczne polaczenie ma szanse dzialac. Zaraz wrzuce moje hity i kity, z komentarzami :) A nuz moze kogos uratuje przed najgorszym lunchem czy sniadaniem miesiaca?