Szykowalam sie na ten weekend w Londynie od dluzszego czasu. Cieszylam sie bardzo, bo w planach byl Flat Iron, gdzie czekasz na TEGO steka 2 godziny. A teraz pytanie: jak pogodzic to z meal planem?
Dietetyczka poradzila uzywanie appki fitatu, i taki tez mialam plan. Chociaz na codzien uzywam foodgram, zeby kontrolowac ile kalorii wciagnelam, z tym ze jak trzymam sie mealplanu, to wiem ile kalorii ma kazdy posilek. Z fitatu wolna amerykanka. Ale wlasnie na tym poleglam. Nie lubie liczenia, przeliczania i takich tam... Dlatego wlasnie zdecydowalam sie na mealplany w Vitalii, bo to ktos inny za mnie robi przeliczenia, a ja tylko kupuje, co trzeba i gotuje. Na talerzu widze jedzenie, a nie kalorie (jedyny moment, kiedy do akcji wchodza liczby, to wazenie produktow, ale spoko, to akurat lubie :)). No, to po kolei:
Juz we czwartek wieczorem zdecydowalam sie na taja na kolacje, ale nie jadlam obiadu z meal planu. Byla zupa i ryz z warzywami. Porcja podejrzewam ze wieksza w porownaniu z zaplanowanym obiadem, ale wciagnelam ja z checia, poniewaz brak obiadu dal sie we znaki - a kolacja byla pozno. No coz, odstepstwo nr 1.
Piatek: sniadanie uwazam za sukces - 2 tygodnie rezimu trzymania sie przepisow z planu (i, co wazniejsze, gramatury i objetosci) pozwolilo mi skomponowac zgrabny talerz na wyczucie. Oczywiscie, nie liczylam kalorii, ale wizualnie wygladalo to na akceptowalne. Mysle, ze powoli zaczynam lapac, jak powinny wygladac moje posilki - a taki jest moj cel: zeby umiec samemu jesc prawidlowe ilosci. Przekaski nie bylo, natomiast lunch skladal sie z niewielkiego pie and mash, niewielka ilosc sosu. Plus woda. Przekaska: mala hot cross bun, ok. 210 kcal. Pozniej bylo lekko hardkorowo: oczekiwanie na steka. dluuuuugie. W miedzyczasie jedno male piwo. Wreszcie wjechal stek. Krol wszystkich stekow. WARTO. Zero frytek, jeno salatka, wiec mamy i male zwyciestwo. Niestety, pomyslalam potem, ze raz sie zyje i zamowilam deser. Deser, ktory ma wszystkie inne desery pod soba. I szczerze mowiac - NIE ZALUJE :)! Znam siebie, i wiem, ze to nie jest poczatek konca mojej diety - dlatego wykorzystalam ta okazje i zjadlam go. Absolutnie swiadomie.
Sobota: jestem mistrzem sniadan. Poszlo gladko, na malym talerzyku, kawalek lososia, kawalek pieczywa, kawalek awokado i ser bialy. Kiedy mowie kawalek, to jest to naprawde kawalek. Do tego jako przekaska kawalek, a wlasciwie pol kawalka ciasta. No coz, brzmi strasznie, ale i tak odnotowuje sukces, poniewaz zjadlam duuuuzo mniej niz bym chciala (tak, to ciasto bylo oblednie dobre). Lunch to wrap z krewetkami i ryba z Borough Market. Jadlam to samo i tyle samo co dziewczyny, ktore nie maja problemu z waga, a wrecz jedza jak ptaszki, dlatego uznalam, ze to bedzie dobry wyznacznik. Do tego wino (pierwsze od niepamietnych czasow). I wszystko fajnie do wieczora, kiedy mielismy BBQ. I tu tez ograniczylam sie do kawalka kielbaski (na pol z kolezanka), kawalka kurczaka, ziemniakow opiekanych, lyzki guacamole. Fakt, sprobowalam 2 ciast. Ale na sprobowaniu sie skonczylo. Zero chipsow i innych takich. Nie bylo oczywiscie to idealnie, ale tez nie uwazam, ze powinnam sie karac zabranianiem samej sobie jedzenia, a zwlaszcza w sytuacji towarzyskiej. Wszystko jest dla ludzi, tylko z glowa.
Niedziela: sniadanie :) perfekcja! przed wyjsciem z domu na dlugi spacer maly kawalek ciasta z dnia poprzedniego, nastepnie lunch w parku: sushi (jem to co dziewczyny, jem to co dziewczyny!). Z mieszanymi uczuciami udalo mi sie nie wejsc do Laduree... Niby wygralam ze soba, ale jednak moze tak nie do konca. One sa taaaakie dobre, tesknie... W okolicach lotniska dopadl mnie glod. Wiedzialam, ze musze cos zjesc, bo w domu w lodowce nie ma nic. Nie jestem wielka fanka gotowych kanapek, ale po przejrzeniu oferty lotniska stwierdzilam, ze wybieram to mniejsze zlo. Ale wybieram swiadomie, co oznacza przeczytanie wszystkich etykiet na tych bulach. I w wielu przypadkach mega szok! Ile kalorii moze miec jedna kanapka, wow! Wybralam cos z kurczakiem i bekonem, co mialo o dziwo mniej kalorii niz bula z pomidorem, serem, pesto i czyms tam. Wydaje mi sie, ze w miare rozsadnie.
Poniedzialek: tez byl dniem przejsciowym, bo niby plan byl juz na nowy tydzien, ale skladnikow brak. Sniadanie poszlo z mealplanu, drugie sniadanie po treningu tez. Natomiast lunch to byla moja inwencja: salatka makaronowa z pesto (200 kcal) i.. pain au chocolat. Jak sprawdzilam potem ile ten pain au chocolat ma kalorii to sie przerazilam. Ale no coz, juz zjadlam - grunt, ze jestem swiadoma ile to kosztuje. Odpuscilam przekaske wieczorna (zreszta jak gotuje, to nigdy mi sie nie chce jesc - i to nie dlatego, ze pojadam - nie podjadam, bo nie lubie podjadac), obiad zastapilam wrapem od turka. Zaczelam myslec jak bardzo kaloryczny jest ten wrap, bo wiadomo, ze zawsze tam wiecej warzyw (swiezych) niz miesa. Troche sera. No coz, done.
I od wtorku wrocilam na utarta sciezke mealplanu.
Podsumowanie: nie wiem, czy schudlam, czy przytylam po weekendzie (pewnie to drugie) - ale nie bede sprawdzac do kolejnego wazenia w piatek. Natomiast absolutnie nie mam wyrzutow sumienia: wszystkich wyborow dokonalam swiadomie, nawet jezeli nie do konca byly one prawidlowe. Podoba mi sie, ze przestawilo mi sie myslenie. I nawet jak nie mam kartki, na ktorej moge sie oprzec, to zaczynam myslec nad tym, jak powinno to jedzenie wygladac. A to jest proces, ktory jest dla mnie nowy. Umiejetnosc rozpoznawania ILE jedzenia powinno trafic na talerz i do zoladka to moj glowny cel. Po 2 tygodniach pojawily sie zalazki swiadmosci, teraz tylko trzeba pracowac nad ukorzenianiem tego nawyku.
Ciekawosc mnie zzera, jaka wage zobacze. Zastanawia mnie tez, czy fakt miesiaczkowania naprawde wplywa mocno na wage (bo psychicznie czuje sie zawsze ciezsza o 5 kilo, opuchnieta i w ogole zle). Czekam do piatku :)
marszalekmagda
29 września 2016, 10:38Dlatego nie trace rezonu, tylko uczciwie sie przed soba przyznaje, co zrobilam i wracam na sciezke planowana. Mam jakies super potrawy w tym tygodniu, wiec sama przyjemnosc :) Dzieki za info o miesiaczce - tak podejrzewalam, ze cos moze namieszac, ale zdecydowanie nie ma zalamki :) To co, scigamy sie do 7 z przodu ;)? (to tak blisko juz...!)
mudid
29 września 2016, 09:18pesto to prawie jak majonez tyle ma tłuszczu, ale tylko dlatego że jest zielone to robi wrażenie dietetycznego :P a pain au chocolat to ciasto francuskie czyli znów masa tłuszczu. Dobrze, że wybierasz coraz bardziej świadomie, a takie weekendy się zdarzają - ja mam za sobą 2 wesela i trudno nie było zjeść za dużo.Weekend za nami i powrót do właściwego odżywiania. @ ma duży wpływ na wagę, bo zbiera się woda. Kiedyś zapytałam o to dietetyczkę, a ta odpisała, że niektóre kobiety zbierają nawet 4kg przed okresem, więc nie załamuj się w razie co :)))