Ostatnie dni były tak absorbujące, zajęte, że mowy nie było o pisaniu czy czytaniu ani aktywności.
W tym miesiącu moje najstarsze dziecię, mój pasierb (odkąd miał prawie 6 lat mieszka ze mną i mężem) skończył 18 lat. W sobotę była impreza dla kolegów. On, kuzyn z wielkopolski i 14 osób zaproszonych (11 kolegów plus 3 dziewczyny jako osoby towarzyszące). Impreza w domu u nas w salonie. Salon duży 60 m. Kanapy pod ściany. Stół nasz standardowo rozłożony dla 8 osób rozkłada się na 3,5 m i mieści 12 osób plus stół z kuchni i gotowe. Obrusy, zastawę, sztućce mam na 24 osoby. Fakt, że na 12 osób to "świąteczna" ale cóż pomyślałam, że jak coś się stłucze to przeżyję. Z salonu wyjście na taras dolny, gdzie można palić, toaleta na parterze, druga przy garażu. Układ, goście nie wchodzą na górę. W piątek zakupy a sobota wiadomo szykowanie dla tej chmary. Mięsa pieczone, parówki w cieście, sałatki, roladki z tortilli, jaja, mini hamburgerki, talerze wędlin i serów. Tort sama robiłam, wyszedł obłędny i też sobie pojadłam niestety. Imprezy się trochę obawiałam. Wyszło dobrze. Bez strat w mieniu i ludziach ;). Muzyka była młodzieżowa, dobrze, że na piętro dochodziły hałas i melodia ale słowa już nie, więc moje młodsze dzieci nie nasłuchały się co niektórych sformułowań rodem ze współczesnej łaciny.
Noc nieprzespana, wiadomo, raz hałas, dwa co jakiś czas zaglądałam czy czegoś nie potrzebują i ogólnie wiecie to młodzież, już pije ale zaczyna, różnie mogą reagować. Nie było żadnych eskcesów, wszyscy grzeczni nawet po %. Syn wcześniej powiedział, że zaprasza osoby "nie szumiące i nie siejące zniszczeń". Wiadomo kwiaty poszły pod ściany, anioły i inne ozdobne szkła zostały pochowane. Spało u nas 7 osób. U syna w pokoju na górze, w pokoju syna "klubowym" na dole - kilka materacy tam syn dał. Rano mąż odwiózł kilku, kogoś w nocy rodzice odebrali a część wróciła sama.
W sobotę jak gotowałam, młody kot już stał, dałam mu pierś z kurczaka, on spróbował ale jak przyszedł staruszek (kot lat 12) to mu odstąpił. Zdziwiłam się bo on żarłok nie popuści, wcina i warczy jak ktoś się zbliża. W niedzielę syn najstarszy, mówi, że młody kot źle się czuje, leży w siłowni, bez energii. Patrzę faktycznie. Już w sobotę widocznie go brało, dlatego jedzenie odstąpił. Mąż znalazł weterynarza, który przyjmuje w niedzielę, ja taxówą do doktora bo mąż kuzyna syna na pociąg 50 km wiózł. Od nas do Poznania tragiczne połączenia były, albo na przesiadkę 5 min albo 1,5 h więc siostrzeńca zawiózł na pociąg bezpośredni. U weterynarza kolejka, nasz kot gorączka sporo powyżej 40 stopni. Dostał leki na obniżenie gorączki, antybiotyk itp. W domu nadal leżał i nic. Ani jeść ani pić. Tylko siku zrobił, u syna najstarszego leżał i na teczkę z nutami nasikał.
Moja mama ma urlop (mimo, ze emerytka pracuje) 7 dni. Umówiłyśmy się, że cały poniedziałek i wtorek robimy pierogi dla dzieci, do zamrożenia. Moje jedzą tylko nasze, inne nie smakują. W niedzielę popołudniu gotowałam 4 kg mięsa, 5 kg kapusty kiszonej, 7 kilo ziemniaków. Poniedziałek i wtorek w garach, ja mieliłam, myłam. Mama lepiła, ja gotowałam, rozkładałam, suszyłam, pakowałam, mroziłam.
Kolejne wizyty u weterynarza, po poniedziałkowej, gdzie dostał inny lek przeciwgorączkowy, antybiotyk, płyny podskórnie, glukozę nawet w domu z kontenera nie wyszedł. Temperatura nadal ponad 40 stopni. We wtorek, temperatura 39,7 stopni zaczął lepiej oddychać i patrzeć przytomnie, po wizycie u lekarza wyszedł z kontenera i położył się na dywanie pod stołem. W środę weterynarz, leki, temp. 39,4 stopnie, w czasie podawania leków po raz pierwszy miałczał i się bronił, zaczął reagować. W domu się ciut pokręcił położył przy tarasie i leżał pół dnia. Jak go zawołałam wieczorem to przyszedł na kanapę, wskoczył i tam śpi do teraz.
Wczoraj byłam u fryzjerki włosy farbować, bo odrost siwy już był 1,5 cm. Może nie całkiem siwy ale co 5 włos na pewno. Muszę zrobić zdjęcie do dyplomu a taka "nie wyjściowa" nie chcę być.
Dzisiaj znów weterynarz. Martwimy się wszyscy o naszego malucha. To jego pierwsza choroba.
Dzisiaj muszę dom ogarnąć, może poćwiczę. Wczoraj był basen i to jedyna aktywność ostatnich dni. Nie było kiedy, nie było jak.
Przez ostatnie 10 dni najpierw straciłam 0,6 kg potem przytyłam 0,3 kg (ten tort i inne frykasy i pierogi zrobiły swoje) więc jestem na - 0,3 kg. A ogólnie sierpień bedzie wyjazdowo imprezowy więc na spadki wielkie nie ma co liczyć i te 5 kg w 5 tygodni raczej nie wyjdzie. Oby do września :D
Berchen
2 października 2022, 18:40no to sie dzialo, podziwiam za te tony pierogow, mnie juz nikt by do tego nie zmobilizowal, nawet sobie - czyli malej porcji nie chce sie juz robic. Mam nadzieje ze kot zdrowy, juz wrzesien:) pozdrawiam.
Lady22
28 lipca 2022, 15:10Oby z kotkiem było wszystko ok!!! sama mam dwa i wiem co czujecie:( Zwolnij troszkę tempo
Alianna
28 lipca 2022, 12:09Oj, działo się u Ciebie , działo. Trzymam kciuki za kocurki. Niech zdrowieje 😊
deszcz_slonce
28 lipca 2022, 10:07Trzymam kciuki za kociaka. A ty musisz być mistrzynią organizacji :)
KaJa62
28 lipca 2022, 08:58Ale się działo ale wszystko ogarnęłaś rewelacyjnie, 100 lat dla syna i zdrowia dla kota
barbra1976
28 lipca 2022, 08:57To rzeczywiście kuchenny armagedon. Kociak chyba da radę, skoro się polepsza.