Z wagi 109,2 zeszłam do 101,4.
-7,8 kg w 4 tygodnie.
Cieszę się, bo widzę coraz wyraźniejsze światło w tunelu. Chciałabym oczywiście zobaczyć dwucyfrową liczbę, ale i na to przyjdzie czas. Na razie tłumaczę sobie, że to długa droga i muszę się psychicznie nastawić. Nie przytyłam w jeden miesiąc, więc w jeden nie schudnę wszystkiego.
Ostatnio częściej się ruszam. Były w tym tygodniu kijki ze znajomą, był też rowerek stacjonarny. Powoli i bez przymusu zdążam do celu.
Moj cel to -42kg. Ogromna liczba i pewnie nie będzie łatwo. Ale patrzę optymistycznie, bo nie jestem głodna, dobrze jem i zdrowo. Słodycze nie grają pierwszych skrzypiec w mojej relacji z jedzeniem. To największy sukces. I trzymanie się deficytu przez miesiąc. Według moich superowych obliczeń to na koniec roku będzie możliwość osiągnięcia celu, a nawet jeśli nie, to będzie o niebo lepiej niż jest teraz.
Kolejne ważenie za 2 tygodnie.
Pomiary też ładne. Najwięcej zeszło mi teraz z obwodu brzucha, kilka centymetrów. Oczywiście możliwe że były wzdęcia wcześniej, no ale nie aż tak pewnie :)
Następne ważenie mam nadzieję z 9-tką z przodu :)
Powodzenia nam wszystkim :)