...na siłę. Czasem mi samo do czaszki wpadnie i jest gitara. A teraz siedzę i usiłuję sklecić jakiś sensowny tytuł a w "międzyczasie" uciekło mi, co ja się tu chciałam ponawymądrzać.
Na pewno chciałam się podzielić kolejną porcją filozofii :P Że niby wszystko jest względne. Ostatnio pisałam o czasie. Że względny. Dzisiaj napiszę o wymiarach :) Żeby nie było, że takie pitu-pitu całkowicie niezwiązane z tematyką V. uskuteczniam. Jakoś w weekend latałam goła między garderobą a łazienką i zerknęłam nieopatrznie w lustro. I aż się cofnęłam. No potwór Panie. W ciąży nie jestem, ale można się pomylić***. Stanęłam prosto -> yyyyy.... Stanęłam bokiem -> AAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!! Czym prędzej chwyciłam ciuchy i spiżyłam w podskokach. Ale swój obraz w lustrze stał mi przed oczami - bebzon wielkości śmieciary, tyłek jak szafa, uda drwala. Masakra.... Mocno zdołowana poszłam na dół, sięgnęłam centymetr, zmierzyłam się. Zapisuję wyniki na V. i co widzę? We wszystkich obwodach mam tyle samo albo mniej, niż przy poprzednim pomiarze. Hmmm... Zostawiłam ciuchy w komputerowni i pognałam na górę, żeby się zważyć. Nosz kurka, co jest? Waga też taka sama. Hmmm... Wróciłam na dół i jeszcze raz się obmierzyłam - bez zmian. Szkoda, że V. w zakładce "pomiary" nie ma opcji pomiaru brzucha - bo tu nie pamiętam, jak miałam poprzednio. Skoro reszta pomiarów obiektywnie (bo centymetrowo) się nie zmieniła, to może i ten wielki wór zamiast brzucha straszący mnie z lustra to też tylko wytwór mojej wyobraźni? No nie - tak dobrze nie jest ;) Niestety, mam tendencję do wystającego cosia z przodu - przy każdej konsumpcji (zwłaszcza węgli - których sobie nie żałowałam ostatnio). Jak już ochłonęłam to stwierdziłam, że
1. nie mogę panikować, bo osierocę małe dziecko;
2. centymetr nie kłamie, więc nie mogłam monstrualnie się rozrosnąć - to się po prostu dzieje w mojej głowie;
3. muszę sobie zapisywać we własnym zakresie obwód brzucha z adnotacją (czuję się dziś 4/10 albo 7,5/10)
4. to, czy sobie się podobam niekoniecznie wynika z racjonalnych przesłanek.
I tu dochodzę do sedna - no nie podobam się sobie, no! I się za bardzo nie lubię nawet, no! I to całe moje odchudzanie kija mi da - dopóki nie "naprawię" duszy, to i tak zawsze coś będzie nie tak. Nawet, gdy będę ważyć 52 kg. Przemyślenia zamknęłam, kiedyś sobie do nich wrócę :)
W weekend miałam robić NIC. I nic mi z tego nicnierobienia wyszło ;) Bo prasowałamwczoraj pół dnia, jak potłuczona, latałam i układałam, prałam, kończyłam pichcenie, robiłam chlebek... Z chlebem to śmiesznie, bo wyszedł taki zakalec (a wcześniej wychodził coraz bardziej gliniasty i mokry), że wywaliłam zakwas i robię nowy. Poprzedni musiał mi zdechnąć albo może go niedokarmiłam? Tak więc dzisiaj pierwszy raz od dłuższego czasu muszę kupić chleb, hy hy hy ;) A - jeszcze byliśmy na obiedzie u Teściuff (kaczuszka dla Pana Męża, ja zażerałam się rosołem, mmm... ;)) W sobotę natomiast byliśmy na urodzinach Babci Maćka (tej depresyjnej Babci - ale było nas więcej, to nie zdołowałam się tak, jak w zeszły weekend...) po czym mieliśmy w domu spontaniczną imprezkę. Lubię gościuff :)
A dzisiaj? Wracam po pracy do domu i nie planuję nicnierobienia, bo wtedy na bank bedę zapindalać ;)
Coś Wam jeszcze miałam napisać i mi uciekło...
No nic to - się mi przypomni, się zaloguję i dopiszę :)
Buziaki poniedziałkowe!
_________________________________________________________
***dobrze, że komunikacją miejską nie jeżdżę, bo by mi staruszki miejsca ustępowały...
aneczka102
24 listopada 2009, 09:55Wiesz, zgadzam się z Tobą. To co widzisz w lustrze zależy chyba od humoru. A że Ty ostatnio często masz doły i często nie podoba Ci się to co widzisz. Faktycznie popracuj nad stanem duszy - mam nadzieję, że dobry humor i nastawienie w końcu do Ciebie wrócą. Trzymam kciuki!
nonos
23 listopada 2009, 15:40długo szukać - oczy Ci zgrubły;-))) Ja już to zaobserwowałam, ale tylko i wyłącznie dzięki temu, że mnie obecny wygląd w lustrze (no może sprzed miesiąca) przestał przerażać. I doszłam do wniosku, że to nie wymiary (bo odruch zwrotny miałam na swój widok i 10 kilo wcześniej), ale moje oczy się zmieniły. I tyle. Tak to po prostu już jest;-))). Nie martw się Magda, jeśli mierzyć moją miarką, to za osiem lat osiągniesz poziom obiektywizmu odpowiedni;-))) Byle do 40-tki, mówię Ci;-))) To very wspaniały wiek dla kobiety;-)
kasiapelasia34
23 listopada 2009, 15:33może zapytam: skąd te kompleksy? Skąd to: nie podobam się sobie? Ktoś ci nagadał? Dokuczyć chciał? Naoglądałaś się niewłaściwych gazetek dla nastolatek? Tata cię skrytykował w dzieciństwie? Chłopak porzucił w liceum dla chudszej? Taka psychoanaliza mi się nasunęła :-D Masz rację, najtrudniej o przemablowanie w głowie.... Jak ja dobrze to znam...