...i to w iście wielkopańskim stylu - jakże mi pięknie wyszło :)
- Wspomniana poniżej śmierdząca sałatka
- Chleb w ilości jednej kromki. Wcale nie cienkiej :) Świeży. Z chrupiącą skórką. Z makiem. Mmmmm...
- Domowe gofry. Trzy sztuki (takie pojedyncze trzy sztuki, nie z całej gofrownicy :)). Z musem z prawdziwych truskawek. I z bitą smotaną :D
- Jedno ciasteczko z francuskiego ciasta, z japcem w środku. I z cynamonem. Samorobne, nie kupne. Nawet dobre ;)
- Kieliszek samorobnego kij-wie-jak-to-nazwać-chyba-likieru :) Takie coś z kondensowanego mleka, krówki, rumu, brandy i cholera wie, czego jeszcze. Ale przepysznej urody i aż żałuję, że nie wypiłam więcej :)
- Piwo Reds Sun (mój Monsz twierdzi, że Reds to nie piwo, jeno jakaś ściema ;)) w ilości półtorej puszki. Małej puszki.
- Makaron (wodę Maciek wypił) z chińskiej zupki. Czy tam wietnamskiej. Kurczak łagodny. Żeby było mniej kalorii, to nie dodałam benzynki. Tego tłuszczyku znaczy. Zapewne ilość kalorii przez to drastycznie spadła :D:D:D
Wyrzuty sumienia mam bardzo delikatne, tłukę je młotkiem, żeby na wierzch świadomości nie wylazły. Niedziela, to niedziela - w tygodniu znów dietka i to bez ściemniania :)
Strasznie mi dobrze na duszy. A i na żołądku sympatycznie :) Wtrząchnęłabym coś jeszcze, ale chyba nie wypada ;)
Buziaki objedzone pełne fantazji ułańskiej :) No co, moja Babcia to szlachcianka. Herbu Odrowąż! ;)
PS. A u przyjaciółki obmacałam okiem (i nie tylko - wzięłam na ręce, a jakże :)) nowego człowieczka (synka jej brata) - ależ śmieszne są takie niespełna dwumiesięczne bobasy :) I jaka Zosia przy nim wielka ;) I poplotkowalim nieco na temat dawnych znajomych, w tym na temat jednego takiego, którego kiedyś za przyjaciela uważałam. Na maksa to przykre, że można się tak na człowieku zawieść... Dobra, miało być mi miło, co sobie humor psuję jakimiś takimi, którymi nie warto sobie głowy zaprzątać ;) Dobrej nocy, Kochani.
- Wspomniana poniżej śmierdząca sałatka
- Chleb w ilości jednej kromki. Wcale nie cienkiej :) Świeży. Z chrupiącą skórką. Z makiem. Mmmmm...
- Domowe gofry. Trzy sztuki (takie pojedyncze trzy sztuki, nie z całej gofrownicy :)). Z musem z prawdziwych truskawek. I z bitą smotaną :D
- Jedno ciasteczko z francuskiego ciasta, z japcem w środku. I z cynamonem. Samorobne, nie kupne. Nawet dobre ;)
- Kieliszek samorobnego kij-wie-jak-to-nazwać-chyba-likieru :) Takie coś z kondensowanego mleka, krówki, rumu, brandy i cholera wie, czego jeszcze. Ale przepysznej urody i aż żałuję, że nie wypiłam więcej :)
- Piwo Reds Sun (mój Monsz twierdzi, że Reds to nie piwo, jeno jakaś ściema ;)) w ilości półtorej puszki. Małej puszki.
- Makaron (wodę Maciek wypił) z chińskiej zupki. Czy tam wietnamskiej. Kurczak łagodny. Żeby było mniej kalorii, to nie dodałam benzynki. Tego tłuszczyku znaczy. Zapewne ilość kalorii przez to drastycznie spadła :D:D:D
Wyrzuty sumienia mam bardzo delikatne, tłukę je młotkiem, żeby na wierzch świadomości nie wylazły. Niedziela, to niedziela - w tygodniu znów dietka i to bez ściemniania :)
Strasznie mi dobrze na duszy. A i na żołądku sympatycznie :) Wtrząchnęłabym coś jeszcze, ale chyba nie wypada ;)
Buziaki objedzone pełne fantazji ułańskiej :) No co, moja Babcia to szlachcianka. Herbu Odrowąż! ;)
PS. A u przyjaciółki obmacałam okiem (i nie tylko - wzięłam na ręce, a jakże :)) nowego człowieczka (synka jej brata) - ależ śmieszne są takie niespełna dwumiesięczne bobasy :) I jaka Zosia przy nim wielka ;) I poplotkowalim nieco na temat dawnych znajomych, w tym na temat jednego takiego, którego kiedyś za przyjaciela uważałam. Na maksa to przykre, że można się tak na człowieku zawieść... Dobra, miało być mi miło, co sobie humor psuję jakimiś takimi, którymi nie warto sobie głowy zaprzątać ;) Dobrej nocy, Kochani.
Qualcuna
2 marca 2009, 21:53a tak smakuje tylko gdy jada sie te rzeczy rzadko, bo na codzien powszechnieja. wiec zycze by zawsze byly takie pyszne, czyli jedynie jako przerywnik do diety :)
Donnka
2 marca 2009, 10:43do diety!!! Nie kurczowo i stresowo, jeno na luziku. Pochwalam. Te ilości brzuszków i nawte półbrzuszków mnie przerażają, jak Ty to wytrzymujesz? Szacuneczek, buźka
Lightblue
2 marca 2009, 10:33zrobiła mi smaczka na te gofry:( Ale nie mam gofrownicy w domku, więc nici z pyszności... przynajmniej dietkę utrzymam:) Buziaki
Viil
2 marca 2009, 10:13muszę się pochwalić ze dieta jest i ćwiczenia tez dzięki Tobie wiec...dzięki. Myślę ze możesz sobie czasem pozwolić na małe lub większe co nieco bo inaczej Ci na psyche padnie i wtedy będzie ZONK. Ja wczoraj po pierwszym maratonie z kibelkiem pozwoliłam sobie na pól ciastka ale po 15 minutach i ono wylądowało tam gdzie miało. Ach...