...jutrzenki blask duszkiem pić.
Obiecał mi poranek szczęście i
szczęście dziś musi przyjść.
Nie zmąci mej radości żaden cień
wschodzące słońce śmieje się.
Co za dzień :)
Wstałam wcześnie, jak na sobotę (i na mnie!), bo o siódmej. Poleciałam do piekarni po ciepły chleb. Wydziergałam Panu Mężu kawę i śniadanie, zrobiłam mu nawet kanapki do roboty - bo on dzisiaj cały dzień studentów męczy. Albo oni jego ;) Poszłam na zakupy. Załadowałam pranie do zmywarki. Załadowałam pranie do pralki. Wypuściłam koty na balkon. Ostrzygłam trawę w trumienkach na balkonie. Pogoniłam koty z balkonu. Sprawiłam kurę na jutrzejszy rosół (fajne babcine sformułowanie "sprawić kurę" :):):)). Przygotowałam sobie rzeczy do poukładania w garderobie. Dostałam "strzała między oczy"*** od znajomej - zastanawiam się, czy ona jest taka głupia, czy złośliwa. Czy jedno i drugie :) I postanowiłam z sił całych nie dać jednak zepsuć sobie humoru komukolwiek i czymkolwiek. Wlazłam na Vitalię :)
Wczoraj byliśmy z Maćkiem na chwilę na budowie przyjaciół. Ich domek już stoi. I jest czadowy!!! :) Ja też już chcę! :)
Później pojechalim do moich Rodziców, bo się już dawno z nimi nie widzielim. Dostaliśmy słój suszonych grzybów. Prawdziwków :) Mniam :)
A jeszcze później pojechalim dodom, gdzie sobie trochę poumierałam w łóżku. W głowie zamieszkały mi takie złośliwe stwory z młotkami, którymi wewnątrz czaszki wygrywały rytm mojego serca...
Dzisiaj mamy iść do Szfagierry na urodziny. Obym się nie czuła tak, jak wczoraj wieczorem, bleeee.... Bo wtedy zrezygnuję z wyjścia :( Chora jeszcze jestem, katar żyć mi nie daje - albo nie leci wcale i mam zapchane wszystko i uroczo gęgam albo zaczyna lecieć i nie chce przestać. Gardło drapie i spuchnięte i swędzi. Ale nie boli :) Kaszlu nie mam :)
Kończę, bo roboty jeszcze przede mną w cholerę - obiad zrobić, te nieszczęsne rzeczy w garderobie poukładać (chcę pochować to, w co się nie mieszczę, żeby mnie nie drażniło ;)), zaprzyjaźnić się z maszyną do szycia, bo mam parę rzeczy do przerobienia, zrobić sobie kąpiel z pianką, wyczochrac futrzaki. Sporo tego. Ciekawe, ile uda mi się zrealizować :)
Buziaki sobotnie :) I pamiętajcie "nie zmąci mej radości żaden cień", la la laaaa :)
grzywaczka
14 maja 2008, 11:02chyba jej tata babocha!!!! krowa nie znajoma!!!
izunia2007
10 maja 2008, 15:58Zycze udanego wyjscia i dobrego samopoczucia.A z tym zaladowaniwm prania do zmywarki to naprawde ciekawe hehehe!