...przypomniało, czym chciałam Was uraczyć. Potwierdziłam sobie, że zaburzenia postrzegania własnej osoby to posiadam w wersji de luxe. Z ostatnich kilku dni mam trzy przykłady:
1. Gadam z koleżanką z pracy (ta od Przystojnego Znajomego Z Windy :P) i opowiadam, że byłam u lekarza, że zatoki mam zawalone, że pseudoefedryna nie działa i biorę efedrynę i dalej nic...
- A skąd masz efedrynę?
- Z internetu...
- To w ogóle w Polsce do dostania jest? Czy zza granicy ściągnęłaś?
- Nie, no w Polsce, w środku na odchudzanie. Termogenik znaczy.
- Na odchudzanie? No nie mów, że Ty się jeszcze odchudzasz!
I wiecie co? Zawahałam się. Odpowiedziałam jeno: "Nieeee.... Chyba ;)" Strzeliłam głupa, klasycznego. No właśnie - odchudzam się, czy nie?
2. Rozmawiam z inną koleżanką z pracy, o dzieciach. No i mówię, że z Zosią dzisiaj idę do lekarza a i Wojtuś mi niedomaga i bla-bla-bla. Reakcja znajomej: "Jak to dwójka dzieci? Ty masz dwójkę dzieci? (przyszła do pracy, jak byłam w ciąży z Wojtasem, nie znałyśmy się jeszcze z czasów ciążowania zochaczowego) I Ty tak wyglądasz po DWÓJCE dzieci???". Zdziwienie było autentyczne i szczere. Bez zawiści - laska jest szczupluteńka i megazgrabna :)
3. Sytuacja z dzisiaj, już częściowo opisana. Mój endokrynolog się pyta, ile ważę. Mówię, że w okolicach 57 kg. Kolejne pytanie, czy ostatnio schudłam albo przytyłam - mówię mu, że nie mam wahań wagi, że "nie schudłam niestety". "A z czego się chce pani odchudzać?" No to ja mówię, że by się znalazło, że z brzucha... Z politowaniem na mnie spojrzał, więc mu powiedziałam, że "ja już się leczę, na głowę, panie doktorze - niedługo nie będę się chciała odchudzać ;)". Rozbawiłam doktora, ale nie zaprzeczył, że mi się leczenie przyda... Wręcz przeciwnie! ;)
Za każdym razem, tak w głębi duszy NIE UWIERZYŁAM ludziom w to, co mówią. Ja widzę siebie inaczej. Naprawdę. Tak mnie naszło...
PS. Ja tu pitu-pitu o pierdołach w sumie a dwie moje koleżanki ostatnimi czasy poroniły. I też tak myślę, że pogląd na życie zmienia się w zależności od skali problemów. Dziękuję Opatrzności (czy Bogu, czy Czemuśtam - już pisałam kiedyś, że niedowiarek jestem?), że mam takie problemy... Albo może zajmuję się takimi pierdołami, żeby nie myśleć np. o serduszku Wojtka albo o guzkach na tarczycy?
PS. Gdy przyszłam na V. denerwowały mnie straszliwie panny, które przy BMI 18 szlochały, że grube, że tłuste, że nie mogą schudnąć, że przytyły 200 gram i że żyć się nie chce w takim czarnym łez padole. Denerwowały mnie, bo ich zachowanie odbierałam jako chore. Denerwowały mnie, bo sama taka byłam (i wciąż jeszcze jestem!) a najtrudniej zobaczyć swoje wady i się do nich przyznać. Wiem, że mogę ludzi wkurzać swoim biadoleniem i niemożnością poradzenia sobie z sobą samą. Wiem. I trudno - jak kogoś irytuję, niech mnie omija. Pamiętnik traktuję jako wspomagacz (bardzo ważny i istotny) terapii i już. Mój ci łon, to sobie mogę tu pisać, co mi sie podoba... ;)
PS. Nie mam BMI o wartości 18 :P
XXXJAXXX
23 listopada 2011, 08:53hej.czytam Cię od dawna i wiem jak ważny jest dla Ciebie wygląd...zresztą dl aktórej z nas nie jest...i tak to chyba już będzie zawsze że będziemy dożyły ciągle do perfekcji...rzadko która z nas jest z siebie zadowolona w 100%-zawsze mogłoby być lepiej... z drugiej strony czy to lepiej warte jest poświęcenia i ciągłego zadręczania się...nie jesteś sama w tych zaburzeniach postrzegania własnej osoby.pozdrawiam serdecznie!