...z przemyśleniami rozwodowo-związkowo-miłosnymi. I widzę, że znów dotknęłam dla niektórych bolesnego tematu. Kurna, powinnam czasem dziób zamknąć ;)
A poważnie - pewnie nie wyraziłam się dostatecznie jasno i klarownie w poprzednim wpisie (brak treningu, miesiąc przerwy i od razu buba ;)) - nie chodzi mi o to, że się żalę, że ludzie mi się zwierzają. Nie, to nie o to biega. Wyraziłam jeno swój bunt przeciw niesprawiedliwości świata, swoją bezsilność, że tyle złego się dookoła dzieje a ja tak naprawdę nie mogę nic. Oprócz bycia obok - czasem doradzenia, czasem samego wysłuchania, bez wymądrzania się, czasem pobycia w roli kiwaczka a czasem w roli osoby, która z butami pakuje się w cudze życie i się workiem "porządzi". Nie mam przecież pretensji do ludzi, że mi mówią - nawet jeśli jest to obciążenie swoimi problemami - bo to by było po prostu śmieszne. Po to są przyjaciele, po to jest rodzina, żeby się wspierać i pomóc. A że się ostatnio zwaliło na ludków dookoła tyle złego... To właśnie jest to, na co się pożaliłam! Nie na ludzi, którym gorzej się wiedzie, nie... Bo tak po prawdzie to w jakiś przewrotny sposób jest to dla mnie miłe, że są osoby, które obdarzyły mnie wielkim zaufaniem, że mogę się komuś na coś przydać, w czymś pomóc :)
Więc (nie zaczyna się zdania od więc... :) bardzo proszę o nie obiecywanie poprawy, Mili Moi, którzy to czytają i wiedzą, że to też o nich piszę :) Bo nie o to mi chodziło. Też chciałam z siebie wypluć to, co mi w duszy siedzi - a Was potrzebowałam w roli kiwaczków :) Howgh.
Wpisy pozytywne także się pojawią - byłam na imprezie firmowej w zeszły weekend i do dzisiaj w robocie mamy uśmiechnięte ryjki - taka biba była!!! ;)
Buziaki piątkowe (hu-hu!!)
kamila19851
15 października 2010, 12:43Buziaki :*