...czyli co mi (marsza żałobnego) w duszy gra.
Źle się dzieje ostatnimi czasy wśród moich przyjaciół, rodziny i znajomych. I nie jest tak, że się zawsze działo źle a dopiero teraz to dostrzegam, nie. Owszem - zdarzały się dziwne, niepokojące i karygodne przypadki zachowań, ale ostatnio nastąpiła jakaś eskalacja.
Przyjaciółka została porzucona przez męża i się rozwodzi - nie wiem tego od niej a z drugiej ręki, bo gdzieś mi zaginęła - telefon może i odbierze, ale gada dziwnie i nie oddzwania. Urwała kontakt - wstyd jej (??), ma poczucie krzywdy, że jej nie wyszło a mi tak? Nie wiem, ale brak mi jej. A narzucać się nie chcę, widać sobie nie życzy spotkań. Nic na siłę. Tylko trochę boli...
Druga została przez męża pobita, już jakiś czas temu (niektórzy może pamiętają wpis, który usunęłam na jej prośbę). Chodzi na terapię. Mówi, że teraz jest przyzwoicie. Na rozwód się nie zdecydowała. Przynajmniej na razie.
Inna przyjaciółka mówi, że w związku się u nich dzieje tak pysznie, że najbardziej ją martwi to, że taki stan przestał ją martwić. Że martwi ją raczej osiągnięty poziom zobojętnienia.
Inne dziewczę zostało samo - mąż odszedł do kochanki - 17 lat (!!) młodszej. Osobiście pakowałam ubrania dziada, bo sam nie umiał się zdobyć na resztkę przyzwoitości, żeby po sobie posprzątać. W ogóle zachowuje się poniżej jakiejkolwiek krytyki, bez klasy, honoru i stylu - i jeszcze usiłuje przerzucać winę na nią. Szkoda słów.
Jeszcze inną znajomą mąż pobił tak, że wylądowała na 2 tygodnie w szpitalu a na rozprawie usłyszała, że ma się cieszyć, że darował jej życie, bo przecież mógł zabić. I okazuje się, że nie jest pierwszą ani ostatnią ofiarą przemocy z jego strony.
Jeszcze inna przyjaciółka nie może się dogadać ze ślubnym i zaczyna się bać jego napadów złości, agresji i przekleństw. Niekoniecznie skierowanych do niej, ale przerażających.
Kumpel potrafi nie odzywać się do żony trzy dni i żali mi się, że już nie wie, co ma robić, bo do niej nic nie dociera. A od niej słyszę dokładnie to samo, lustrzane odbicie...
Koleżanka zostawiła ojca swojego dziecka (wieloletni związek, bez papiera - ale żyli normalnie, po małżeńsku) dla kolesia młodszego od siebie. Szkoda mi chłopaka (tego porzuconego znaczy :P), bo sympatyczny nadzwyczaj - ale swoje za uszami też miał. I jak na imprezach super gość, to w codziennym życiu to takie duże dziecko. Ją można podziwiać za to, że nie bała się odejść. I do tego niepolitycznie związać się z młodszym od siebie. (Niestety jest społeczne przyzwolenie na to, że facet może dla młodszej zostawić partnerkę, może się "wyszumieć" i przeżyć kryzys wieku średniego. I babka winna mu wybaczyć. I poczekać i przyjąć z powrotem. A dlaczego to nie działa w drugą stronę, ja się grzecznie pytam, hę?). I pełen szacun dla nich obojga za brak brudów wywlekanych publicznie, za wytłumaczenie dziecku, co się stało i za względnie (no nie całkowicie, nie...) bezbolesne przystosowanie towarzystwa do nowej sytuacji.
Wszystkie te ludki mają albo dzieci albo wspólne futrzaki - rodziny znaczy... Przerażające...
Bliscy przyjaciele mają poważne kłopoty finansowe i jakieś megarzeźnickie zawirowania w pracy.
Dobra znajoma ma nóż na gardle, furę długów, ZUS zajął jej konto - jest głęboko w czarnej d...
Jakiś czas temu dostaję telefon "Madziu, a wiesz, te guzy, które mam, to jednak nie jest rak". "Mamo, jakie guzy??!!??" - pewnie, że się cieszę, że Mamusia znów uciekła przed rakiem (Jezu, nawet nie wiecie, jak się cieszę!!!), ale słabo mi, bo nic nie wiedziałam o kolejnych guzach, nic mi wcześniej nie powiedziała!
No i tkwię w tym wszystkim i wszystko biorę do bani. Trudno nie brać. To w końcu są mniej lub bardziej, ale bliscy mi ludzie, na których mi zależy! I normalne jest to, że zwierzają mi się ludziska i cieszy mnie to - tylko dlaczego tak nagle się to wszystko spiętrzyło i skumulowało? Co się do qrwy nędzy dzieje? Czy to ten etap w związkach, że po ślubach i chrzcinach przychodzą pierwsze komunie i rozwody? Zaczynam się zastanawiać nad swoim małżeństwem. I zaczynam się bać - chociaż powodów nie mam. Ale i inne nie miały powodów do lęku - historia z kochanką, która mogłaby być córką wiarołomnego małżonka spadła, jak grom z jasnego nieba. To była naprawdę kochające się małżeństwo. I tak jak w niektórych przypadkach można mądrze kiwać głową "tak, tak - spodziewałam się tego", tak tutaj się nie spodziewałam. Nikt się chyba nie spodziewał. Jak obuchem w łeb...
I z tego wszystkiego galopada niefajnych myśli pod czaszką, nie mam czasu pobyć sobie w ciąży, pocieszyć się nią, wsłuchać się w Jajco i siebie, trochę pomartwić się na zapas, poplanować: jak to będzie z macierzyńskim i po, jak przygotować Zosieńkę na przyjście rodzeństwa, do którego przedszkola ją zapisać, czy chociażby jak rozwiązać prozaiczną kwestię gdzie ma spać Naleśnik, jak się urodzi (kupić nowe łóżeczko - bez sensu, na co drugie? zabrać Zosi łóżeczko - niby z jakiej racji?? kupić Gówniarstwu kołyskę?). Do tego doszło jeszcze zwłoczenie ciążowe, które dało mi się konkretnie we znaki :) I gorsze samopoczucie (i fizyczne i psychiczne, zwłaszcza psychiczne), niż przy ciążowaniu z Zochliną. I brak czasu dla siebie - bo przecież jedno małe dziecko już mam i muszę (i chcę :)) mu poświęcić czas. I still i wciąż niesprzedane mieszkanie i lęk, czy damy radę spłacić długi. I niepokój, czy po macierzyńskim będę mieć gdzie wracać - pewnie będę mieć, ale gdzieś tam na dnie duszy czai się obawa, że znajdą kogoś lepszego, na stałe. I jeszcze (mniej lub bardziej irracjonalna) niepewność co do pracy Maćka.
Stąd właśnie moja nieobecność na V. i w pisaniu i w czytaniu i - tym bardziej - w komentowaniu.
Ale, chociaż negatywnych emocji i wydarzeń ostatnio w moim życiu sporo, to jednak są i dobre chwile - żeby nie było, że tak marudzę ;) Pozytywami też się podzielę, ale nie w tej chwili - tak w ogóle to ja w pracy jestem, nie mam urlopu (na co by wskazywały trzy wpisy dzisiaj :P) i winnam trochę się chyba jednak ogarnąć ;)
Buziaki czwartkowe!
PS. Zaczynam dziś 19 tydzień :) Jestem w piątym miesiącu - jak kto woli ;) I ważę (rano ważyłam) poniżej 58 kg. Jak na ten etap ciąży, to wcale niezły wynik, hu-hu! ;) Może uda mi się dotrzymać postanowienia wakacyjnego? ;)
ducia
15 października 2010, 08:39baaardzo, bardzo. Co do związków to niestety mam te same przemyślenia - masa rozwodów. Obyśmy do tego nie doszły. Pozdrawiam
kamila19851
15 października 2010, 06:35wiadomo, że to są bliscy Ci ludzie, ale zamartwianiem się nic nie pomożesz, a jeszcze sobie szkodzisz. Zamiast cieszyć się swoim życiem, ciążą, rodziną, to rozmyślasz o Innych. Życia za Nich nie przeżyjesz i owszem, możesz Ich wspierać w trudnych chwilach, tylko postaraj się do tego zdystansować... Trzymaj się
grzywaczka
15 października 2010, 01:18profesor Wojciszke w "Psychologii miłości" już w zeszłym stuleciu (sic!)opisał składniki miłości i fazy związku i pamiętam jak nas pocieszał, że niektórzy mają szczęście nie dożyć tej ostatniej (związek pusty, po którym następuje rozpad), bo budując zaangażowanie i dbając o intymność mamy szanse do końca życia być co najmniej w związku przjacielskim. Więc angażuj siły i uwagę w swoje małżeństwo (a nie cudze) i dbaj przede wszystkim o porozumienie między Wami. Gdyby...w najgorszym razie, zrewanżuję się wsparciem, ale spokojnie wierzę, że nigdy nie będzie trzeba:) Gdyby jednak - wal jak w dym! Też mogę zasponsorować worki;)
grzywaczka
15 października 2010, 01:02skup się na sobie, ja obiecuję poprawę, bo mi sie zrobiło przxykro, że Cię tak obciążyłam swoimi kłopotami. Ale to dlatego, że umiesz być bardzo pomocna w taki ciepły i nienarzucający się sposób. I dla jasności: poza tym, że w tej chwili jest inaczej, to miałam 15 lat rewelacyjnego związku i nawet teraz bym tego na nic innego na świecie nie zamieniła. Sama wiesz, że TO PO PROSTU BYŁA PIĘKNA I NIEPOWTARZALNA MIŁOŚĆ i nic nie żałuję z tego co było, bo czerpaliśmy razem ze wszystkiego pelnymi garściami I BYLIŚMY, NA TAMTYM ETAPIE ŻYCIA ,dla siebie stworzeni. A teraz nasze drogi się rozeszły... Tak Ci jeszcze zdradzę, że nie ma co się zamartwiać na zapas, tylko warto cieszyć tym co jest. To również z tego czerpie się siłę w trudnych czasach. Inaczej wpadniesz w pułapkę irracjonalnego lęku i nie będziesz nigdy mogła poczuć się szczęśliwa. Jak pokazuje Ci moje życie - wprawdzie nikt nawet nie mógł się spodziewać, że coś złego się podzieje, ale szczęścia którego doświadczyłam nikt mi nie zabierze i tego już nigdy nikomu nie oddam!:) Mam cudne wspomnienia i dzięki temu wiem, że jeszcze może być fantastycznie. A że teraz jest szaro, czarno i buro...nadchodzi zima, a po niej... Wam urodzi się Naleśnik:)))) a u mnie przyjdzie wiosna. Bo jedno w świecie jest pewne od lat, wiosna po zimie zawsze przychodzi:))))
Desperatka75
14 października 2010, 21:59wiesz......mogłabym się niemalże podpisać - tez naookoło podobne problemy...Za to Ty wygladasz cudnie i normalnie zakaz wydaję zamartwiania się innymi.....Świata nie zmienisz.....Główka do góry- buziam!
kilarka
14 października 2010, 18:11dobrze, że się odezwałaś - odetchnęłam trochę. Zwaliło się tego na głowę, ale musisz faktycznie umieć trochę od tego oderwać się, choć od części, bo zwariujesz nam zanim Jajco się wykluje. A co do wagi - faktycznie fajnie, pilnuj się dalej, bo wiadomo - największy przyrost wciąż przed Tobą, ale jakby Ci się udało nie dobić do 70 na finale to byłoby super. I z nowym łóżeczkiem dla Zochacza - myślę, że to byłoby dobre rozwiązanie. "Prezent od Jajca dla starszej siostry" :)
Epestka
14 października 2010, 17:04Tym czym możesz. Cudze życie jest obok, a ludzie chętniej dzielą się problemami niż radościami. Dla Zosi proponuję nowe, niby dorosłe łóżko. Odda swoje maleństwu
kasiapelasia34
14 października 2010, 15:05Ty się martw o siebie i swoją rodzinę, reszta to jak film... Nikomu nie pomożesz, a sama się zmęczysz. Każdy to życie po swojemu przeżywa i ponosi konsekwencje swoich wyborów. Poza tym jak mama sie martwi, to Dzieciak przeżywa, a jedyne, co może zrobić to Cię czasem kopnąć...
nonos
14 października 2010, 15:00...tak mi się skojarzyło..niby cisza, niby dobrze, ale wszędzie dookoła, przed oczyma, świat wiruje w jakimś wariackim tańcu-połamańcu:( C'est la vie... Taki etap. Ale nic dziwnego, że w Twojej duszy niepokój... czy przypadkiem to tornado nie skręci i nie ogarnie również Twojego życia. Bezpośrednio Twojego. Dbaj o siebie. Nikt inny tego obowiązku nie ma. To nie jest samolubstwo czy egoizm - to Twoja zasmarkana powinność. Musisz dbać o siebie, swoje samopoczucie by zachować siły, dla tego co najważniejsze. By nie poddać się czarnym myślom, zgorzknieniu, rezygnacji, zniechęceniu do świata.
TazWarkoczem
14 października 2010, 14:55przepisuję KONIECZNE spotkanie z MAgdą K i mną w celu pokazania Ci, że nie wszyscy powariowali i się xle mają.... jakkolwiek kazdy dołki ma... ale za duzo TWich znajomych walnęło.... hmmm taki etap, taki wiek .... Kochanie , mysl o sobie i swoim szczesciu 4+ 2 (chyba kociska), Zosi kup łózeczko w Ikea co z nią rośnie.... na pewno z chęcią się pozbędzie starego na rzecznowego - moze z baldachimem albo innym udziwnieniem - dla mnie Ikea ma the best różności ale jak tam lubisz..... Wogole to chyba fajnie dziecku staremu dac nowe , zeby stare miało to nowe dziecko - jemu wszystko jedno :) no oczywiscie wyszarpywac nie wolno:) z resztą , Ty mądra głowa jestes - buziak potem bede pisac dalej, bo mi do Ciebie tęsknooooo
livebox
14 października 2010, 14:31Chyba najgorsza jest ta opowieść, gdzie się niespodziewałaś. Gdzie wydaje ci się, że masz do czynienia z wzorową konsupcją małżenstwa, a tymczasem pach!, dowiadujesz się, że związek jest jak domek z kart. Przerażają mnie takowe opowieści, bo choć nie powinna,nie mam podstaw i w gruncie rzeczy żadnych obaw, to jednak w wyobraźnie pojawia się "Klarysa" powieszona na szyi mojego Lubego, a on daje jej to, co do mnie nalezy/należalo. A potem rozpraszam te okrutne myśli, albo robi to on dzwoniąc i pisząc najczulsze teksty. Ale obawa jest, bo przecież niejedno małżenstwo mialo jak w niebie i nagle ..end of story. Pisz, co cię boli i cieszy, bo dobrze jest wywalić to z siebie i namieszać nam pod czaszką:)Pozdrawiam!
MeryP
14 października 2010, 14:23to duuże wyzwanie, nie zapewni tego na pewno staż małżeński.... wiele par żyje pozwalając na płytkość w związkach, brak zdrowego kręgosłupa moralnego, zasad, komunikacji, zrozumienia między ludźmi a komercjalizacja i zalewająca nas z każdej strony płycizna sprzyja szybkim zmianom i zdradom.... I to przyzwolenie,że facetowi wszystko wolno.....to od tego wszystko wychodzi- nie cierpię takiego podejścia i z tym trzeba walczyć...wiele kobiet nie ma własnego zdania i zarabia mniej na rynku niestety pozwalając tak się traktować ......bo inaczej nie mogę zrozumiec na pogodzenie się z mężem, który bije.... nie martw się tyle, co ma być to i tak się stania ... ja sobie tak często mówię gdy za dużo myślę o przykrych sprawach,pozdrawiam
istoria
14 października 2010, 13:52ludzie rzadko tworzą świadomie związki na całe życie. Zwykle mylą zauroczenie z miłością - chemia się kończy, kończy się związek, a przecież to dopiero początek! I masz 100% racji - to, że jest przyzwolenie społeczne na hulanie panów, a pnie sa od razu nazywane k..mi to jest grubo nie fair. Niestety, żyjemy w głęboko zakorzenionym w umysłach patriarchacie. Mam dobry związek i jestem szczęśliwą kobietą, ale niedawno dotarło do mnie, jak głęboko w głowach tkwią fałszywe przekonania o płciach i relacjach między nimi. I tak po trzydziestce zaczęłam dostrzegać rację w tym, co mówią feministki (te mądre, które mówią do rzeczy ;). I strasznie mnie to smuci, ale i zagrzewa do edukowania, kogo popadnie :) :) :) Ściskam mocno. p.s. spróbuj się trochę odizolować od tych spraw - jesteś w ciąży - Twój stan psychiczny ma wpływ na dziecko. NIe daj się :)
kenzo.a
14 października 2010, 13:50brutalne to życie, nie ma co, ale czasem słońce czasem deszcz ;-)... będzie dobrze....spokojnego przebiegu ciąży życzę :*
vitafit1985
14 października 2010, 13:46To chyba ten etap - po ślubach, pierwszych pracach, dzieciach pojawiają się pierwsze rozwody:/ Przeraża mnie tylko stopień pofyrtania facetów. Bo z Twoich opowieści to kobitki są normalnymi, odpowiedzialnymi osobami.
Koncowa
14 października 2010, 13:30a my dorośli, ale będzie dobrze Bobrze :D
Nattina
14 października 2010, 12:36zażarło mi długasny wpis. napisałam, ze powinnas być egoistka i nie zatruwac swoich mysli złymi emocjami. A co do łożeczka- mój synek dostał tapczanik przed narodzinami córki i bez żału oddał łożeczko siostrze. Tapczanik dla dorosłego faceta :) a miał wtedy niecałe dwa lata.
LondonCity
14 października 2010, 12:34etap rozwodowy to kolejny etap zycia? Obawiam sie ze tak ale nie wszystkich dotyka, to jedyna dobra strona. Co do potencjalnych kochanek i kochankow to ja jestem zdania ze NIC nie mozna zrobic zeby tego uniknac... .Moja przyjaciolka M jest odmiennego zdania i uwaza ze nie dosc ze nalezy sie starac o wlasne malzenstwo 24 na dobe to rowniez szpiegowac po komorkach i emailach.. Co do dbania to sie zgodze ale co do szpiegowania to nie wiem co ma jej to dac. Prawda jest taka ze jesli ma Cie zdradzic to Cie zdradzi.... Natomiast to co piszesz o pobiciach to wstrzasajace - jestem w szoku ze wsrod ludzi mlodych dzieje sie to tak czesto.. .myslalam ze to domena pokolenia sprzed 5 lat z podjesciem "jak sie baby nie bije to jej watroba gnije"... a jednak nie. Uwazam ze pobita kolezanka powinna byla zabrac d... w troki ale w sumie to jej wybor. Ale rozumiem Twoje obawy - kiedy slysze o kolejnym rozwalonym zwiazku to zaczynam obawiac sie o swoj... jakis efekt domina czy cos. Zyj i ciesz sie zyciem... Twoje obawy w niczym nie pomoga.. jak to mowia robmy swoje...
migotka69
14 października 2010, 12:08grunt to pozytywne myślenie - potrafi zdziałać cuda!