Cóż... Wczoraj rozmawiałam z Księciem na temat mojego braku weny w każdej dziedzinie sztuki, dlatego dziś postanowiłam to przełamać i napisać coś więcej niż pięć zdanek prostych. Uwaga, dużo smęcenia i ekshibicjonizmu mentalnego.
Rok 2016 był dla mnie fatalny. Po sześciu latach remisji, depresja uderzyła tak mocno, że upadłam i leżałam bardzo długo. Znowu zaczęłam planować swą śmierć, żeby ładnie umrzeć i dać światu spokój od swojej osoby. Choć i tak mu jest wszystko jedno.
Zafascynowana filozofią Wschodu popadłam w obsesję minimalizmu i samodyscypliny. Wywaliłam pół swojego dobytku, przeprowadziłam również zamach na rzeczy Księcia.
Jakimś cudem udało się mi schudnąć kilka kilo i być na dobrej drodze do 75 kg. 28 listopada Książę kupił mi karnet na fitness, piękne buty sportowe i obiecał, że będziemy odżywiać się lepiej. Jednakże...
3 grudnia zmarła moja ukochana Babcia, jedyna osoba z rodziny, która mnie rozumiała i wspierała. Cała rodzina mnie pilnowała, żebym sobie czegoś nie zrobiła, matka nie wypuszczała mnie samej z domu i jednocześnie miała do mnie pretensje, "bo jej też jest ciężko". O dziwo, na zewnątrz trzymałam fason, ale moja psychika była poligonem najróżniejszych sprzecznych uczuć, głównie smutku. No to żeby jakoś zagłuszyć smutek, zaczęłam jeść. Jedzenie jest najlepsze. Jedzenie nie pyta, jedzenie rozumie. A w domu rodzinnym lodówka zawsze pełna, wszędzie walają się słodycze i w szafce zawsze zapas pepsi. Doszło do tego, że jak odkurzyłam już wszystko co było słodkie i jadalne, wpieprzałam przeterminowane pół roku wafle znalezione pod łóżkiem. Autodestrukcja w najprzyjemniejszej postaci. Dodatkową pułapką był brak działającej wagi łazienkowej.
Dopiero dziś odżałowałam 4 zł na bateryjkę i wyświetlacz wagi pokazał 82 kg. W miesiąc przytyłam 6 kg.
I prawdę mówiąc, nie potrafię przestać jeść. Chciałam to już zmienić przedwczoraj, wczoraj... Zawsze zaczynało się normalnym śniadaniem, normalnym obiadem. A potem następowało wpierdalanie niemal do porzygu. I przed snem herbatka na lepsze trawienie.
Puenty nie będzie. Idę coś zjeść.
nigraja
18 stycznia 2017, 12:31... bo zycie to ch..j
agus0709
11 stycznia 2017, 14:44Mam to samo...
Maya27kc
11 stycznia 2017, 14:12Może jesz za mało? Skoncentruj sie teraz na zaprzestaniu podjadania. Oblicz swoje zapotrzebowanie. Zjedz śniadanie, obiad, podwieczorek niech będzie smakowitym deserem - z jogurtem, owocami, miodem/masłem orzechowym, ogółem wrzuć tam wszystko co lubisz, niech to będzie słodkie i zachęcające :) I niech mieści się kalorycznością w twoim zapotrzebowaniu. Na razie nie myśl o diecie, skoncentruj się na dobrym jedzeniu i zachowaniu wagi! :) I głowa do góry. Tak to jest z depresją że wraca czasami.... Skontaktuj się z lekarzem jeśli jest taka potrzeba, nie ma wstydu. Depresja to choroba i tyle.
Maya27kc
11 stycznia 2017, 14:14*słodkie i zachęcające, ale zdrowe :) unikaj czekolady, ale jeśli trzeba zanurz banana w miodzie ;) ja uwielbiam taki deser na ciepło. Dojrzałe banany, polane miodem - sruuu - do piekarnika w żaroodpornym. zamkniętym naczyniu :) niech się ugotują w miodku :D Pycha deser!!! :D
ola811022
11 stycznia 2017, 13:2382 kg to dużo mniej niż np. 100 kg, nie jest źle. Uśmiechnij się do świata i do ludzi :) i walcz!
Fit&Sexy
11 stycznia 2017, 12:43Komentarz został usunięty