Oh, nie ukrywam, do tej "chwili prawdy" się trochę przygotowałem. Obserwowałem wagę przez ostatnie dni i trochę mnie zaniepokoiło to, że "stoję" a na dodatek, mimo tego, że jem, to nie ma to odzwierciedlenia w toalecie. Olej parafinowy jakoś przestał pomagać. Kupiłem więc w aptece senes. Wieczorem wypiłem naparek, z rana dzisiaj w toalecie oddałem cześć jelitom :)
Tak więc waga 115,1 w dniu dzisiejszym. To o 1,3kg mniej jak w czwartek. To całkiem niezły wynik, biorąc pod uwagę, że na weekend byłem u rodziny, a wiecie, jak takie wyjazdy się kończą... Na szczęście ja nie uległem, mimo tego, że były w domu tony ciasteczek, pyszne świeże ciasto z cukierni, mniam... Oczywiście rodziciele i siostra mieli smaczny obiad a ja wpierdzielałem szlam (szpinak) + żywe mięso (gotowana 1/2 piersi z kuraka).
Męczy mnie katar przeokrutnie... Mam nadzieję, że niebawem mi przejdzie.
Aha! Dorobiłem w pasku szóstą dziurkę (siódmą właściwie też, ale jeszcze nie jest używana). Co prawda na tą szóstą zapinam się "na styk", ale ile radości mi to sprawia :) Więc podsumowanie od 10 stycznia 2011 wygląda tak: zapinam się na szóstą dziurkę (przed dietą na trzecią) na pasku pięciodziurkowym :)
breatheme
31 stycznia 2011, 09:58tak trzymaj ;) wierzę, że dojdziesz dalej niż do tej 6 dziurki w pasku ;)
MelaBela
31 stycznia 2011, 09:53Brawo!
Kalla1982
31 stycznia 2011, 09:51No to fajnie z tymi dziurkami w pasku. Gratuluję wytrwałości i spadku wagi.