No i tak się zastanawiam, czy powrót na właściwą ścieżkę żywieniową w sezonie grillowym to był dobry pomysł. Z okazji wszechobecnej epidemii miało go nie być. Sezonu grillowego miało nie być. Ale Polak potrafi. Po dwóch miesiącach dobrowolnej izolacji, kiedy do pracy chodzimy w pidżamie, rozmowy prowadzimy przez emil, a spotkania w ramach telko, gdzie niby się słyszymy ale każdy w tym czasie dłubie w nosie, gotuje obiad, czy też obcina paznokcie, postanowiliśmy zorganizować koronagrilla. W niewielkim gronie, ale jednak. Wszyscy siedzimy w domach, a jedyna dobra rzecz jaka nam się przytrafia to wyjście w nocy (teraz już nie w nocy, bo zamknięte) do biedronki po żywieniówkę. No i z racji przepięknej pogody w niedzielne popołudnie zorganizowaliśmy spotkanie. Takiego prawdziwego koronagrilla. Obrazowo ujmując, z zachowaniem wszystkich obostrzeń i przeprowadzenia wywiadu na temat wyjść z domu każdego z uczestników w okresie ostatnich dwóch tygodni, oraz spowiadania się z objawów, łącznie z biegunką po skwaśniałym jogurcie, skompletowaliśmy listę uczestników (sorry- trzeba było nie jeść skwaśniałego jogurtu – uczestnik nie przeszedł testu pozwalającego mu na delektowanie się upojnym zapachem palonej kiełbasy w towarzystwie ludzi realnych a nie wirtualnych, za co dostał dodatkowe godziny milczenia od żony wykluczonej z racji zamieszkiwania razem z panem Jogurtem).No i z zachowaniem również wszelkich środków ostrożności, na środku działki został postawiony samotny stół uginający się od wszelkiej maści grillowanego jadła i napitków zawierających procenty. Miejsca siedzące znajdowały się w kręgu po 3 metry od stołu i dwa od siebie, zgrupowane jedynie dla osób żyjących w jednym gospodarstwie domowym. Wszyscy gości przybyli w maseczkach. I pierwszy zonk, nie wiadomo było jak się przywitać. Normalnie człowiek wita się podając rękę, tudzież całując w policzek. A teraz wszyscy zdziwieni faktem, że tak to już nie, że bezpieczniej nie, wykonywali ruchy pajacyka podnosząc rękę w łokciu, do końca nie wiedząc co z nią zrobić i poruszając nią w nieskoordynowany sposób. Niektórzy próbowali przybijania łokciami niczym ministrowie na konferencji. Na wejściu na działkę znajdował się stolik z czystym spirytusem rozwodnionym wodą, do dezynfekcji rąk. Niektórzy chcieli go na wstępie łyknąć, ale zostało im to odradzone. Następnie po zajęciu przeznaczonych miejsc, niczym na weselu, nastąpił drugi zonk, czyli jak jeść i pić bezpiecznie i w maseczkach. Uradziliśmy zatem, że jedna osoba z pary podchodzi, bierze żarełko, kieliszki z nalanym napitkiem i że jak siedzimy w takiej odległości to do stołu podchodzimy w maseczkach, a siedzimy bez. No i udało się. Oczywiście do czasu, kiedy pierwsze procentowe butelki pokazały dno. A potem to już się działo. Maseczki lądowały na głowach, kolanach i stopach, panowie wyposzczeni okresem izolacji i towarzystwem luster do picia, śpiewali w objęciach, twierdząc, że liczba procentów przyjętych słonia by z nóg zwaliła, to co taki mały koronawirus na te procenty poradzi i o ile z kimkolwiek przyjechał to już nie żyje. No ciemno już było kiedy stół zaświecił pustkami, wszystkie butelki dnem, a rozumy i środki ostrożności pouciekały. Nawet spirytus do odkażania rąk zniknął.
I w tym wszystkim przełykając ślinę, skonsumowałam niestworzone ilości sałat z zalewą, rzodkiewek z czymś tam, ogórków z pomidorami, szczypiorków z dodatkami, tęsknym wzrokiem omijając karkówkę w miodzie, karkówkę na ostro czy też kiełbasy przypieczone po diabelsku. Skusiłam się jedynie na pierś z kurczaka i kaszankę oraz chlebek przypiekany. Niestety mieszankę hektolitrów procentowych przyjęłam, popijając cocacolą. I co na to dieta? Grilli miało nie być, a już planowana jest powtórka z rozrywki.
GGVEN
12 maja 2020, 20:29O rany! Usypiałam dziecko czytając i jednocześnie rżałam w kołdrę, żeby go nie obudzić.... 🤣🤣🤣
ex_aequo
12 maja 2020, 11:13Sama chętnie bym się na taką imprezkę skusiła, zazdroszczę 😊
Nelawa
12 maja 2020, 10:55gratuluję ambitnego podejścia do przygotowań. I tak długo wytrzymaliście ;)
Lachesis
12 maja 2020, 11:09Tylko pan Jogurt strzelił focha ;-) Bo takie przygotowania, a na koniec szkoda gadać, a on znowu z lustrem i przez telefon. Żałował że się przyznał. Następny dopiero za 2 tygodnie jak wszyscy to zdrowo przetrawimy