Nie dziś, popłakałam się na środku ulicy w ubiegłą środę.
W ubiegłą środę dla przypomnienia ostatni dzień stycznia miałam wolne (cały wolny ubiegły tydzień) ale napisałam maila do przełożonej z prośbą o spotkanie, odpaliłam worda, napisałam kilka słów, CTRL+P i dzida do firmy.
Na wejściu myślałam, że zemdleję, idąc pod jej gabinet (cudowna Kobieta więc nie stres przed nią) nogi miałam jak z waty i autentycznie jakieś przynajmniej 5 min stałam pod drzwiami udając - tak udając, że grzebie coś to w telefonie to w torebce bo bałam się wejść a na ogół jestem osobą cholernie odważną. Ok, weszłam i zrobiłam to.
Złożyłam wypowiedzenie!
Szczegóły pomińmy, wytłumaczyłam, że to nie kwestia tego, że nie chce pracować w tej konkretnej firmie bo na prawdę ona jako przełożona jest i była cudowna i zespól którym zarządzam i sama zbudowałam to cudowni ludzie ale mam dość korpo i rzucam korpo i pracę "na kogoś" a nie tą konkretną firmę. Ku mojemu zdziwieniu po rozmowie wykorzystuje własnie resztki urlopu z poprzedniego roku a do końca okresu wypowiedzenia będę zwolniona z obowiązku świadczenia pracy z pewnego powodu - więc mam płatne wolne co mi się bardzo przyda. Zespół jeszcze nie wie, dowie się jak wrócę ale mam nadzieje, że zaakceptują moją decyzję.
Dlaczego się popłakałam?
Bo jak wyszłam to uświadomiłam sobie, że spełniam własnie największe swoje marzenie i otwieram swoją własną działalność przed 25 rokiem życia, jeden ze swoich życiowych celów. Od dziecka - chociaż nie wiem skąd mi się to wzięło powtarzałam, że będę na swoim. Więc jak wyszłam z firmy i uświadomiłam sobie, że już za miesiąc będę właścicielką firmy, swojej marki, że spełnię swoje tak duże marzenie, że podejmę się tak dużego wyzwania ile pracy mnie czeka ogarnęła mnie taka euforia i satysfakcja, że popłakałam się ze szczęścia i głęboko w powarzaniu miałam ludzi którzy patrzyli na mnie jak na wariatkę! I ten stan trzyma mnie do teraz... Chociaż załatwiania spraw, robienia zamówień, spotkań z ksiegowymi, grafikami, informatykami i innymi jest tyle, że nie wiem w co ręce włożyć to jaram się okropnie!
Ale to dobre dla mojego odchudzania bo z niego nie rezygnuję... robienie po ponad 14 km dziennie na nogach na pewno dobrze wpłynie na spalanie tłuszczyku :P
A i w takim dniu jak wczoraj gdzie jak widać po aktywności od samego rana do wieczora biegałam jak oparzona po mieście i zalatwiałam stos spraw znalazłam godzinkę o 18, żeby wyskoczyć podensić na zumbie.
Muszę przecież być szczuplutką bizneswoman! :D
Jestem szczęśliwa!
Nattiaa
6 lutego 2018, 11:34bardzo odważna kobieta!! gratuluję :):)
hancikk
6 lutego 2018, 10:19Gratuluje decyzji i powodzenia w biznesie .