Nie, nie... z odchudzaniem wszystko ok, ale!
Brałam ostatnio udział w bardzo interesującej dyskusji na temat zapachu i pamięci smaku.
Wszyscy to znamy - czujemy zapach ulubionej potrawy i co się dzieje? Zaczynają pracować ślinianki i chociaż nie wzięliśmy nawet gryza czujemy smak potrawy i co? Ano chcemy to zjeść. Teraz, już, natychmiast!
Myślałam, że jest to rzecz, której można się oduczyć. Trenując silną wolę, możemy osiągnąć wszystko, prawda? Ano możemy. Ale czy to, że do końca żywota będziemy sobie odmawiać ulubionych potraw ma sens? Czy naprawdę ma sens takie umartwianie się w imię ładnej sylwetki?
I żeby nie było! Nie chodzi mi o kwestie zdrowotne. Bo oczywistym jest, że w celu ratowania zdrowia, wszystkie poświęcenia są na wagę złota!
Owszem dopuszczam do świadomości możliwość, że jeżeli coś jest syfem to potem może nas od danej rzeczy odrzucać. Np. jakiś wyrób słodzony syropem glukozowo - fruktozowym... Jak się człowiek przyzwyczai do osładzania sobie życia miodem, to potem taki daktyl jest mdląco słodki. A powrót do niegdyś ulubionego wyrobu przynosi zdziwienie... "serio mi to tak kiedyś smakowało?"...
Jednak wiele jest sytuacji, gdzie wydaje nam się, że już coś nas nie wzrusza. Przychodzi taki dzień, że skusimy się na czyjąś propozycję, bo uważamy, że mamy wszystko pod kontrolą, a tu jednak zonk... No niestety, okazuje się, że strasznie tęskniliśmy za tym smakiem. I albo narzucamy sobie bolesną samodyscyplinę, albo płyniemy z prądem....
Chodzi mi o te "banały", z których teoretycznie powinniśmy się wyleczyć. Czyli o te wszystkie słodycze, fast foody, ziemniaki, alkohol, pierogi... Fakt, że niektóre rzeczy warto porzucić, ale znaczna większość z nich jest do zastąpienia, w każdy możliwy sposób poza smakiem!
O czym mówię?
Ano o trenowaniu silnej woli, ale w kierunku umiaru! Jeżeli musi być to coś wątpliwej jakości to niech chociaż nie będzie tego dużo.
Przyglądajmy się swoim rytuałom. Lubimy wyjść ze znajomymi na pizzę? A niby dlaczego nie możemy zaprosić znajomych do siebie i wspólnie tą pizzę zrobić? Ci sami ludzie, ta sama przyjemność, zdrowsza rzecz, którą włożymy do paszczy
Bo chyba nikt nie zakwestionuje, że domowy fast food nagle wyzbywa się wszelkich negatywnych skojarzeń, prawda? Mając kontrolę nad składnikami robimy po prostu porządny obiad. A serwując jeszcze do tego miseczkę sałatki jesteśmy na plus w każdym wymiarze! Podaliśmy pełnowartościowy posiłek i w dodatku po małej sałatce i kawałku pizzy jesteśmy syci, nie musimy sięgać po kolejne kawałki! Zostanie na jutro!
Mało jest rzeczy, których nie da się przerobić na lepszą (zdrowszą) wersję. Każde ciasto, kebab, ogólnie pojęty deser, czy konkret obiadowy - możemy wykonać sami!
Wtedy nasze połączenie zapach = smak ma się po prostu zdrowo. Nie jesteśmy sfrustrowani, ani nieszczęśliwi, nie jesteśmy też na wiecznej diecie, po prostu każdy kolejny dzień jest lepszą wersją dnia poprzedniego.
Zaczynając redukcję powinniśmy sobie zdawać sprawę z tego, że połączenie zapach = smak nie zniknie.
Już nigdy!
To może nie sabotujmy sobie tego całego odchudzania już na samym początku, com?
***
Dziś pierwszy dzień na wychodzeniu z WO. Na pierwszy ogień idą strączki! Czyli ciecierzyca do obiadu!
W poprzednim wpisie jest podsumowanie. Wpis się nigdzie nie wyświetlił, ale nie znaczy to, że go nie ma. Zainteresowanych zapraszam
tracy261
5 czerwca 2016, 14:55Przyznam, że o diecie WO dowiedziałam się z Twojego pamiętnika. Doczytałam w necie o co chodzi, i bardzo Cię podziwiam, że dałaś radę, że wytrwałaś. Efekty wagowe - spektakularne. Czy oprócz spacerów coś jeszcze ćwiczyłaś? Trzymam kciuki za wychodzenie z diety :)
kawonanit
5 czerwca 2016, 15:52Wcale nie było tak trudno ;) Serio. I nie, nie ćwiczyłam nic. To jest mój największy problem - szczerze nie znoszę ćwiczyć. Stąd moje problemy z wagą, bo o ile micha jest już na "wyższym poziomie", tak leniwy tryb życia robi swoje.... Uznaję jedynie marsze :) Ale wolę te w przyrodzie, niż po mieście, więc nie praktykuję ich tak często jakbym chciała... ;)
Elamela.gd
2 czerwca 2016, 08:54a tak poza tym to gratuluję !!!!! pięknego spadku
Elamela.gd
2 czerwca 2016, 08:53trzymam kciuki za wychodzenie - w/g mnie najtrudniejsze na w.o.
lola7777
1 czerwca 2016, 14:59niby proste,banalne truizmy o ktorych kazdy zainteresowany wie,gorzej gdy jestesmy po prostu uzaleznieni,od cukru,alkoholu,fajek,tluszczu i wez dozuj,wez kontroluj wez zyj,kiedy zycie wydaje sie niepelne a do szczescia czeos brakuje:(
kawonanit
1 czerwca 2016, 15:21I właśnie o tym mówię! Takie obstawanie, że nigdy nie zjem placków ziemniaczanych jest bez sensu! Bo można ich nie jeść przez całe odchudzanie, a potem co? Język do tyłka ucieka i kończy się jak zawsze... A nie można ich zrobić w piekarniku? I dodać łyżkę śmietany na porcję, a nie po łyżce do każdego placka? ;) Czy nie będzie wtedy i wilk syty i owca cała? :)
angelisia69
1 czerwca 2016, 13:37heh takie przemyslenia chyba w sam raz po WO,bo po tej diecie to nawet surowy ziemniak by smakowal cudownie :P bynajmniej mi hehe.Jednak masz racje,wszystko mozna jakos zastapic i oszukac mozg,bo to on jest w koncu glownym sprawca naszych zachcianek.Jednak ci powiem ze niektorych rzeczy typu "fast-food" mimo ze kiedys lubilam,od 4-5 lat nie tykam,a nieraz ktos przy mnie szamie i zapach sie unosi,jednak jakos nie mam ochoty sie wylamac.Zrezygnowalam calkowicie i tyle a jak mam ochote na hot-doga czy zapiekanke,to wlasnie jak ty piszesz robie sama w domu ;-) Udanego "wychodzenia" zycze
kawonanit
1 czerwca 2016, 14:04A bo zaczęło się od tego, że zapachniało mi spaghetti z mięsem i rzuciłam, że jeszcze zbyt dobrze pamiętam, jak to smakuje. To się dowiedziałam, że przecież nigdy nie zapomnę.... i się zaczęło... ;) Właśnie się zastanawiam, czy nawet w grę wchodzi oszukiwanie mózgu, bo pewnie, w gotowcach i po restauracjach stosowane są wzmacniacze smaku, ale czy to oznacza, że taka domowa pizza (ale się mnie czepiła!;) )będzie smakowała mniej rozpustnie? No chyba nie :) A to, że potrafiłaś zrezygnować całkowicie to się oczywiście chwali!! :) Tak trzymaj :)