Początkowo myślałam, że zanik moich obsesyjnych myśli o "diecie" to dobry znak. Gdzieś się nawet chwaliłam, że wracam do normalności bo przestałam zaraz po przebudzeniu planować menu oraz dzień pod "dietę". Przestałam też ważyć się codziennie (to akurat dobrze) i mierzyć co tydzień (to już mądre nie jest). Z jedzeniem nie jest tragicznie, ale coś czuję, że te cholerne kluchy powoli, ale skutecznie znowu przejmują kontrole nad moim menu. No i ćwiczenia... raz są, raz ich nie ma...
No ile razy można się ogarniać?!
Jestem leń skończony! Niepoprawna do granic możliwości, z jakimś głupim rozszczepieniem osobowości - jedna "ja" chce i potrafi, natomiast druga jest wiecznie zdołowana, rozdrażniona i zła na wszystkich o wszystko.
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
niezapominajka33
21 maja 2013, 10:29w odpowiedzi na Twój komentarz - kiedy jedziemy ? :):)
pitroczna
19 maja 2013, 18:25u mnie tez czasem tak to wylada... ale stwierdzam, ze nie bede sie zastanawiac czy mi sie chce, bo bedzie tylko gorzej - wstaje i robie :P
ajusek
18 maja 2013, 12:01eee skopiuję sobie Twój wpis do siebie :) bo u mnie to jakos wygląda tak samo :( heh.
niezapominajka33
17 maja 2013, 12:40Mam to samo !!! Postanowiłam sobie, ze od poniedziałku zaczynam na nowo -w sobotę urodziny córki, niedzielę-komunia u kuzynki -już dzisiaj wiem, że nie dam rady, dlatego od poniedziałku. Ale może uda się w końcu raz zacząć i dojść do końca konsekwentnie :) Powodzenia