Hej :))
tak jak wspominałam pierwsze ważenie i mierzenie wykonałam dziś, równo miesiąc po rozpoczęciu diety. Wyniki są oszałamiające, mega motywujące, ale przekroczyłam chyba granice niemożliwego.
Z 69 kg do 62 w miesiąc? To możliwe?! Coś mi się wydaje, że albo poprzednia waga nieźle nakłamała, albo kłamie teraz, bo to nierealne :P zwłaszcza że w pasie różnica tylko centymetrowa tu i ówdzie (albo mierzenie na róznych wysokościach niż poprzednio hihi).
Ale, ale! w zasadzie nie będę skupiała się na cyferkach na wagach,bo najważniejsze, że czuję się cudownie!!! Uwielbiam nowy styl odżywiania! O dziwo mam więcej energii, uśmiechu i radości. Dla mnie ten miesiąc był oczywiście miesiącem wyrzeczeń, ale patrząc z obecnej perspektywy, to nic wartościowego przecież nie straciłam :) Czekolada, słodka kawa, nesquicki, kangusy, zupki chińskie, parówki? huhuu, rzeczywiście jest czego żałować! Fuu! Nie mam zamiaru już nigdy wracać do tych kilogramów cukru i chemii!
O dziwo, moja motywacja ciągle rośnie! W ciągu dnia mam trochę chwil słabości, ale wtedy powtarzam sobie: PAMIĘTAJ O CO WALCZYSZ! W mojej diecie nie chodzi tylko o schudnięcie i lepszy wygląd. Przede wszystkim na pierwszym miejscu chodzi o zdrowie! Muszę odciążyć mój chory kręgosłup i kolana, a przy okazji uniknąć chorób w przyszłości (i mama i tata mają problemy z sercem). Moją walkę niesamowicie wsparło przeczytanie tej o to książki.
Co prawda nie zgadzam się z wieloma aspektami, ponieważ Dr Fuhrman zaleca prawie całkowitą rezygnację z produktów odzwierzęcych. Przejrzałam sporo internetu czytając o wegetarianizmie i weganizmie i nie wiem czy byłabym gotowa na takie poświęcenie, na pewno nie. Ale jedno co doskonale się sprawdziło w moim przypadku - ta książka to terapia szokowa. Doktor wymienia tyle chorób, których można uniknąć dzięki zdrowemu odżywianiu, że rzeczywiście zaczęłam inaczej podchodzić do tej "diety", a raczej nowego lepszego stylu życia!! :)
Zmieniłam styl odżywiania o 180 stopni i czerpie z tego ogromną radość i satysfakcję :) Mój jadłospis wygląda mniej więcej tak:
Śniadanko to zboża, nasiona, orzechy i pestki;
2 śniadanie - sałatka owocowa;
obiad - raz kurczak, raz rybka, w większość dni zupy z różnych warzyw, eskperymentuję ;)
podwieczorek - jeśli już jest to po prostu połowa porcji kolacji zjedzona wcześniej lub marchewka.
kolacja - zawsze duuużo warzyw, czy surowych, czy gotowanych, plus białko, w postaci białego sera, jajka, lub najczęściej serka wiejskiego.
Dodatkowo od miesiąca nie tknęłam słodyczy, cukru, słodkich jogurtów i pseudo zdrowych płatków, typu sklepowe musli. Miałam jedno ulubione, 5 bakalii, a w składzie nie tylko ziarenka, ale CUKIER, wymieniony na drugim miejscu, czyli jest drugim ilościowo produktem w paczce, i dodatkowo też tłuszcz palmowy, aromaty :) dziękuję bardzo. Wiem, że chemii w produktach nie uniknę, bo nawet warzywa dzięki super nawozom mają jej sporo, ale staram się unikać jak mogę.
Wracając do tematu mojej diety, średnia ilość kalorii dziennie w tym miesiącu (codziennie wszystko zapisuje i obliczam) wyniosła 1521 kcal. Moje PPM ok.1440, także spokojnie. Ale nigdy nie chodziłam głodna! Bardzo podoba mi się obrazek z książki Fuhrmana (znalazłam go też w internecie).
Właśnie dlatego warzywa na stałe zagoszczą w mojej diecie, i mam nadzieję, że za miesiąc będę mogła się pochwalić kolejnym sukcesem. Na pewno się nie poddam, mam nadzieję, że Wy też odkryjecie w sobie taką siłę :****
Pozdrawiam ciepło, buziaki :))