Kiedy byłam tutaj ostatni raz? - nawet nie sprawdzam, bo już nie pamiętam, a nie chcę jeszcze bardziej wstydzić się sama przed sobą.
Już tak dobrze szło... waga spadała, ciuszki stawały się luźniejsze, zaglądałam tutaj każdego dnia i tak miało być przez dłuższy okres, aż do osiągnięcia sukcesu. Nie wiem dlaczego przestałam tutaj bywać, nie wiem dlaczego przestałam o siebie dbać, dlaczego znowu przestałam ćwiczyć, ale wiem jedno - chcę być fajną zadbaną babeczką dla mojego męża i dzieci. Nie chcę być chuda, wystarczy jak nie będę gruba :) Co mogę zrobić? Podjąć kolejną próbę!!! Mam nadzieję, że tym razem ostatnią. Jeśli nie, to następną i następną, aż w końcu osiągnę swój cel.
Cieszę się, że mogę otwarcie pisać tutaj o swoich postanowieniach, bo nikt mnie nie wyśmieje, a jeśli nawet, to nie będę tego widziała.
Moja waga na dzisiaj to znowu więcej i wynosi 87,6 kg. Wstydzę przyznać się przed dziećmi ile ważę. Moją wagę znają tylko najbliższe mi osoby. Mój mąż, moja siostra i moja przyjaciółka Madzia, która też jest tutaj na Vitalii (Madziu - całuski dla Ciebie i dziękuję Ci kochana, że od czasu do czasu przypominasz mi o tej stronce). Nikomu więcej się nie przyznaję, bo mi wstyd. Każdemu wydaje się, że skoro kiedyś tak dużo ćwiczyłam, tańczyłam, pływałam, to co to dla mnie. Przecież "wystarczy jak zaczniesz pływać" - słyszę. Fakt, tylko że ja w żaden strój kąpielowy się nie mieszczę. Postaram się dzisiaj wyskoczyć do Martensa i kupić jakiś w którym nie będę wyglądała na wieloryba i od jutra zaczynam pływanie trzy razy w tygodniu. Taki mam plan (kolejna obietnica - czy jej dotrzymam?) Postaram się pisać o swoich postępach, nawet o tym czy dotrzymuję danego sobie słowa i chodzę na ten basen. Potrzebuję poczuć się lepiej.
Wczoraj mąż zaprosił mnie do kina, pojechaliśmy ze znajomymi, było bardzo sympatycznie, ale w czasie seansu spojrzałam na swoje uda opięte jeansami. Nie podobało mi się to. Po powrocie do domu spędziliśmy w łóżku bardzo miłe chwile, było cudownie, mąż mówił mi jaką jestem wspaniałą kobietą i jak to dobrze, że na mnie trafił, a ja pomyślałam, że to przecież ja mam szczęście. Kto inny by mnie tak potrafił kochać. Wiem, że mąż bardzo chciałby abym była szczuplejsza, mówi o tym otwarcie. Poznał mnie gdy ważyłam siedemnaście kilogramów mniej, ale mimo to wciąż mu się podobam. Wczoraj pomyślałam, że on zasługuje na atrakcyjniejszą kobietę u swojego boku (i nie myślę tutaj o innej osobie). Bardzo chcę i chyba już dojrzałam do tego aby coś z tym zrobić.
Przed chwilą zjadłam placuszki z bananów i jajek z dodatkiem cynamonu, wypiłam kawę, a wcześniej wciągnęłam miseczkę flaków z sarniaków (grzybów, które do 2007 roku były pod ochroną, ale już nie są). Postaram się nie jeść słodyczy w ogóle.
Zaczynam!!! Buziaki dla Was dziewczyny :*
kasandra1974
8 października 2017, 13:02Cudownie!!! Trzymam kciuki obu rąk i wierzę, wiem, że osiągniesz swoj cel!!! A i jeszcze jedno: Twoj mąż ma niesamowicie atrakcyjną kobietę u swego boku! Szczęściarz
kallimaa-2
9 października 2017, 17:01Jesteś kochana :D Moja Wariatka :*
aenne
8 października 2017, 12:15Powodzenia.