pochwaliłam się L., że w ciągu czterech chyba dni ubyło mi jakieś 4 kg, a ona jedno tylko umiała powiedzieć:"nie jesz i chudniesz". tyle, że kilka tygodni temu ważyłam 103 kg, po czym leki brałam na Boże Narodzenie, a później okres przyszedł i momentalnie przybyło mnie do 109 niemal. tak więc, to nie chudnięcie w czystym tego słowa znaczeniu. po prostu woda z organizmu "odparowała". no ale ktoś kto nie jest w temacie, nie zrozumie.
N. wczoraj i przedwczoraj wydzwaniał, błagał bym się zgodziła spotkać z nim, byśmy spróbowali być ze sobą... dzisiaj rano przysłał sms-a, że życzy mi szybkiego powrotu do zdrowia i na koniec "filakia agapimu" {buziaczki kochanie}, ale już nie zadzwonił, zapewne nie ma nic na koncie... skąd ja to znam...
L. też akurat dzisiaj skończyła się kasa na koncie, a miała 1500 minut do Cosmote, więc na skypie popisałyśmy.
D. nie dzwoni... raz zadzwoniłam na domowy z domowego, ale on już wie, że tylko ja do niego dzwonię bez numeru, więc nie odebrał... no cóż...
głowa mnie pobolewa. zaraz wezmę kolejną tabletkę.
smutno i samotnie się czuję tak kilka dni sama w domu, w łóżku...
gdyby nie ta choroba to już byśmy się spotkali z N. ...
a tak jest szansa niestety, że się chłop rozmyśli, do kiedy ja wyzdrowieję...
i co poza tym?
nic...
a co u was? czy w waszym życiu też zdarzają się takie zastoje? bo jak to inaczej nazwać. takie wyłączenie z gry, dyskwalifikacja losowa...
"a po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój..."
ZeroCool
29 stycznia 2011, 22:00przeważnie gdy wszysko idzie dobrze, musi się coś stać i roz********ć wszystko ;c. zawsze gdy jestem np już umówiona to albo się rozchoruję, albo jeszcze coś gorszego.... także nie przejmuj się, będzie dobrze ^^ 3mam kciuki :)