Powoli, ale ta waga spada. Razem z ubraniami. Juz nie mam zadnych spodni, ktore by ze mnie nie spadaly i sukienki, ktora by nie wisiala na mnie jak na wieszaku. Musze pouszywać baaardzo duzo rzeczy. Moja ulubiona sukienka wisi na mnie jak worek na ziemniaki. Coz, jak bede w domu, to bedzie pierwsze co zrobie :)
Poza tym to dalej paca, dalej nerwy, bo tego co zarobie wystarczy tylko by oplacic moj pokoj w akademiku. Co bedzie dalej, to nie wiem. Wiem tylko,ze nadal bede zrzucac zbedne kilogramy, poki nie poczuje, ze osiagnelam ta wage, jaka chce miec. Reszta -niewiadomo. Podobno wywalili mnie ze studiow. Wiec chyba bede ubiegac sie o przyjecie za rok, wiec, co bede robic przez ten, to nie wiem, Tzn wiem, ze bede pracowac, ale nawet nie wiem gdzie. Taka smutna prawda, ze nie mam nawet kata, gdzie moglabym przetrwac ten rok. Coz, nic na to nie poradzisz.
Przynajmniej, juz nie czuje do siebie odrazy, kiedy patrze na zdjecia. Zwlaszcza, ze pod koniec sierpnia pojade nad morze na dwa dni. Ale nie mam nawet stroju kapielowego :)
bo w starym mi dol jest zbyt duzy, ze dwie mnie moga sie w nim zmiescic, a gora jest nadal zbyt mala.