Dawno nie folgowałam sobie tak, jak przez ostatni tydzień. Było wszystko, ale to absolutnie wszystko, co złe. Majonez, pierogi, sosy, tłuszczyk, słodkości w ilościach nieprzyzwoitych, napoje z kartonu, brak ruchu, nieregularne jedzenie- mam tu na myśli torturowanie poprzez nieludzkie, nieprzerwane rozpychanie żołądka, albo w drugą stronę- pół dnia bez pożywienia.
Nie mam zielonego pojęcia, czy przytyłam. Wiem natomiast, że mojemu organizmowi ani trochę nie podoba się taki stan rzeczy.
Mój żołądek, którego do niedawna mogłam używać zamiast zegarka, bo systematycznie co trzy godziny dawał znać, że ma ochotę na pełnowartościowy, zdrowy posiłek, obecnie skręca się w bólach. Przewraca się na drugą stronę i jęczy. Jestem rozdrażniona, rano ignoruję śniadanie, nie jem pół dnia, i w efekcie o godzinie 17 nie wiem już nawet co to głód i zjadam cokolwiek, żeby ciało miało jakiekolwiek paliwo.
Stąd też punktem pierwszym jutrzejszego dnia są zakupy spożywcze. Przepraszam, drugim.
Na początku będzie śniadanie!
Hifigra
30 grudnia 2012, 19:21śniadanie to podstawa-daje nam paliwo na cały dzień. Faktycznie, po takich "wyskokach" nasze organizmy świrują, czego efektem są rewolucje w brzuchu, dosłownie. Mój też tego nie lubi i przez ostatnie dni pokazał, że nie potrafi współpracować z pizzą na przyklad. Także życzę powrotu do diety i regularnego jedzenia :)